Jeżeli chodzi o sztukę raczej należę do tradycjonalistów. Wiadomo jednak, że poza doznaniami estetycznymi istotą sztuki jest również jej znaczenie i przesłanie. Dlatego idąc na wystawę nie próbuję oczekiwać wizualnego zachwytu, a jakiejś przemowy, dyskusji i przemyśleń.
Z takim też nastawieniem poszłam dwa miesiąće temu na wystawę Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym. Kościół się wykrzyczał o tym, że to straszna manipulacja, instrumentalne wykorzystanie sztuki. Bo to prawda! Sztuka jest przede wszystkim narzędziem!
Więc poszłam zobaczyć, żeby głównie poznać powód oburzeń, powodu bliskiego zwolnienia dyrektora muzeum, żeby być na czasie w obliczu spopularyzowania tematu LGBT w kulturze i społeczeństwie (i też dlatego, żeby móc o czym rozmawiać na ewentualnej autoprezentacji na ASP).
Gdy wychodziłam z Muzeum Narodowego spotkałam znajomą, która dopiero wchodziła. Naturalnie, chciała poznać moje wrażenie, a ja potrzebując jeszcze trochę czasu namysłu trochę się zawahałam z odpowiedzią. I wtedy musiała pomyśleć, że znalazła we mnie “sojusznika”,
No właśnie. To nie do pomyśłenia, jak w ogóle coś takiego się mogło znaleźć w Muzeum Narodowym.
– powiedziała, wykorzystując pauzę w mojej odpowiedzi.
Nie miałam siły podejmować dyskusji, więc tylko dodałam, że oczekiwałam czegoś więcej.
Co jest w sumie prawdą. Powiedzmy, że byłam rozczarowana, ale w kontekście tego co pisał Bogusław Deptuła w Dwutygodniku ,
Pewnie jednych zszokuje, najbardziej tych heteronormatywnych, innych, tych homoerotycznych, rozczaruje, a ciekawskich pozostawi w niedosycie.
Dodając jeszcze do rozczarowanych, obok homoerotycznych, ludzi po prostu w temacie.
trochę religii
Wystawa przede wszystkim nam przypomniała, że homoseksualizm był obecny od zarania dziejów. W takiej antycznej Grecji, kolebki demokracji, cywilizacji, z której się wywodzimy, homoseksualizm był czymś nawet powszechnym.
A nawet w sferze religijnej, znajdziemy patrona homoseksualistów – św. Sebastiana. Nie wiedząc wtedy nic o tym patronie, byłam gotowa pomyśleć, że był homoseksualistą. A homoseksualistom po prostu przypodobał się ten unikatowy negliż pięknego młodzieńca, jak był przedstawiany św. Sebastian, w religijnych obrazach (od czasu renesansu) i jakaś zmysłowość w pozie wywołana bólem i agonią. Można też dodać do tego symbolikę strzały jako motywu fallicznego.
Oczywiście ten cały patronat to sprawa naciągana, która stale obrastała grubą symboliką w XX wieku. Św. Sebastian prócz tego jest również patronem 30 innych ludzi, wliczająć w to łuczników, którzy to wg legendy, próbowali go zabić naszpikowując go strzałami.
Eh, nigdy nie zrozumiem religijnych patronatów.
Jednak mimo to, ten ważny symbol miał dla siebie całą salę z obrazami oraz krótkim filmem ukazującym męczeństwo nowożytnego św. Sebastiana.
I może mi ktoś wyjaśni, jak się w końcu ma Dawid i Goliat w kontekście tej wystawy?
męskie granie
Wyrównano też bilans obecności męskiego aktu wobec damskiego, wydzielono cały hol na akty męskie, w tym piękne szkica m.in Jana Matejki. W ogóle cała wystawa wydała się bardziej gejowska niż lesbijska, na miłość kobiecą wydzielono oddzielną salę, zwaną Imaginarium lesbijskim. Tak jakby lesbijstwo było częścią gejostwa. Bo reszta wystawy koncentrowała się na gejach, z tego co pamiętam.
Może dlatego, że geje zawsze byli mniej akceptowani niż lesbijki? Są?
trans w wielkim mieście
Nieodłącznym elementem tego tematu jest też transgender, więc usilnie wciśnięto, krótki klip, będący pastiszem intra serialu Seks w Wielkim Mieście. Parodia autorstwa najsłynniejszego polskiego transseksualisty, Rafalali. Pomimo jej (bo teraz mowa o jego damskim alter ego) uznanej aktywnej działalności kulturalnej (teatralnej, poetyckiej, filmowej – zdolna bestia, bez ironii), to jednak wciąż nie mogę przestać myśleć o niej w kategorii taniej, tymczasowej gwiazdy z bliżej nieokreślonego show. Bo ten wizerunek jaki sobie kreuje jest naprawdę słaby. Najpierw czytam jej ciekawy i dobry tekst wysłany do Wysokich Obcasów, aby później być zażenowana jej blogiem i zdjęciami “fotoskami” i poezją raczej średnich lotów. No dobra, co ja mogę wiedzieć o poezji. Mimo wszystko, podziwiam i szanuję Rafalalę. Ale kimkolwiek by ona nie była, jej dzieło, które amieszczono w Muzeum Narodowym najzwyczajniej w świecie było bezsensownym bełkotem. Sam fakt o tym kim jesteśmy nie czyni człowieka artystę.
sztuka jako narzędzie
Może i nie wyszło najlepiej, niekiedy można byłoby posądzić o nadinterpretację. Jak zresztą to często bywa na wystawach tematycznych, ale najważniejsze sam fakt, że w ogóle została wystawiona. I to w murach Muzeum Narodowego. Zupełnie inny wydźwięk miałaby ta wystawa w Zachęcie czy CSW. Sztuka to nie tylko dogadzanie oczom, czy utrwalone kanony malarstwa, nie tylko historyczny i narodowy dororobek. Sztuka musi być oświeceniem dla ludu, angażując ich do myślenia i rozmowy. Ma reprezentować prawdziwą kulturę, nie tylko spełniać nasze żądania. Więc szacunek dla pana Piotrowskiego za tą wystawę, bo to ważny krok naprzód w polskiej kulturze, zwrócenie się ku takiej mniejszości. To co dobrego z tego wyszło to właśnie dyskusja.
Wystawa trwa do 5 września