Koleżanka podrzuca Wam link do utworu muzycznego, bardzo go poleca i chce żebyście posłuchali.
Przeciętny odbiorca tego linku odłoży go na później, żeby potem o nim na śmierć zapomnieć – dopóki polecający po kilku tygodniach nie przypomni nieco zawiedziony. Poczuje się wręcz olany.
Rekomendacja odebrana z opóźnieniem już nie jest nasycona entuzjazmem rekomendującego. Odbiorca odsłucha to z mniejszą uwagą, zaś polecający nie będzie miał satysfakcji.
Inna wersja. Odbiorca od razu przesłucha utwór, ale nie skomentuje go. Prawdopodobnie mu się nie chce, albo ‘zapomniał’, że ktoś mu to polecił.
Jak już po pewnym czasie skomentuje, to z reguły z mniejszym entuzjazmem. Zawsze sie zazwyczaj podchodzi do tego sceptycznie. Czas zmniejsza każde emocje i odczucia.
spread the world!
Wydaje się to drobną, niezauważalną rzeczą. A kurcze, nawet nie wiecie jak bardzo przeżywam takie sprawy :P. Czasami aż wydaje mi się, że jestem misjonarzem którego życiowym celem jest dzielić się z innymi wszystkim, co najlepsze. I coś w tym jest.
Jestem tak niesamowicie podbudowana, pocieszona już w momencie gdy ktoś entuzjastycznie podchodzi do rekomendowanej rzeczy.
Nawet jeżeli ostatecznie mu się nie podoba, przecież ważne jest nastawienie. Zaś jeżeli trafi to w gust danej osoby, to już totalnie przeżywam ekstazę ;).
Dzielenie się znaleziskami ze znajomymi to jedna z lepszych rzeczy, tym bardziej kiedy inni to doceniają.
Zresztą, z drugiej strony powinno być tak samo, każdą taka rekomendację traktować trzeba naprawdę ciepło. Mamy czasy lenistwa i bierności, nikomu się nic nie chce, ludzie są przekonani, że nie interesują nas ich drobne radości. A tymczasem powody ich małego szczęścia, mogą się przyczynić do naszego. To sposób uszczęśliwiania ludzi w prosty, niepozorny sposób ;)
Każdy z nas ostatecznie jest misjonarzem, który powinien szerzyć dobre, wartościowe treści.
Śmiało mogę powiedzieć, ze wiele poleconych mi w życiu rzeczy zmieniły moje patrzenie na świat, a więc generalizując, i moje życie :)
Jestem wdzięczna obustronnie. Więc doceńcie chęci innych, dzielcie się z innymi.
PS: Dlatego komentujcie moi drodzy, muzykę którą Wam tu serwuję, wypruwając sobie żyły aby ją opisać, “zrecenzjować” – dla mnie, najtrudniej się pisze o muzyce, a to nią chcę się najbardziej dzielić.
7 Comments
pff..
juz skads to znamm -..-
polecam Ci a Ty mi odpowiadasz, ze pozniej to odsluchasz
whateve ^^
—
za 2 lub 3 tyg JUNO, aktualne nadal?
Mam wrażenie, że pisanie recenzji się narodziło z takiej potrzeby misjonarzem ;)
Przeżywam to dokładnie tak samo, nigdy jednak nie wpadłem na pomysł, żeby to opisać. A wbrew pozorom, o rzeczach, które znamy świetnie, o których wiemy, które są nam bardzo bliskie czyta się najlepiej. Genialna zatem notka :).
hej, giang, coś Ci się pomyliło ;) Odsłuchiwałam natychmiastowo, chyba, że siła wyższa ;)
JUNO nadal aktualne.
rysielec, recenzja rzeczywiście się zrodziło z tej potrzeby, ale zastanawiam się czy nadal jest stosowana z tego powodu..
dzieki Walker, ostatnimi czasy już puściły mi hamulce – piszmy o wszystkim :)
Są różne teorie, że podwyższanie ego, że forma poprawiania samooceny po tym jak nie zostało się muzykiem, że lansowanie się, że bycie katalogiem reklamowym wytwórni, ale uważam, żę Ci najlepsi i najpopularniejsi to misjonarze ;)
a tam… ja musze miec nastroj o_O
czesto mi sie cos spodoba dopiero po czasie
Bywa różnie, zazwyczaj wymieniam się “odkryciami muzycznymi” z osobami o bardzo podobnym guście do mojego (znam jedną :P). Reszta ma – zazwyczaj – spokój.
Tak samo ja – jeżeli wiem, że osoba ma podobny gust i znalazła coś nowego, to chętnie posłucham, jezeli natomiast ma to byc kolejna porcja pop punka, to po prostu olewam. ;-)