Takie podzielenie tłumu koncertowego na różne kategorie, jest dość dużą hiperbolą. Opis by mi bardziej pasowal do darmowych koncertów piknikowych. Bo pensja takich ludzi opisanych na grafice jest raczej przeciętna i nie sądzę, że tak chętnie by wydali sporą kasę na bilet żeby tylko przyjść i napić się piwa. Mimo wszystko na takowych, większych, płatnych koncertach ludzi ostatecznie złączy muzyka ;)
5 Comments
Ładne :) coś w tym prawdy jest… polecam takie doświadczenie: iść na koncert super-grupy, ikony muzycznej, z 20-30-letnim stażem (w moim przypadku było to The Cure na Torwarze w lutym), a potem poczytać fora na stronach fan-klubów (np. thecure.pl po Warszawie i po Katowicach) – niezły ubaw momentami
Nie wiem do której grupy należę, ale na koncertach jeśli w ogóle to bywałam bardziej z przypadku. Znajomi szli to i ja poszłam. Bardziej dla znajomych niż muzyki. Myślę,że gdybym poszła na koncert wyłącznie z powodu muzyki(jak wiesz, mam niszowy gust) to czułabym się dziwnie wśród obcych ludzi…. mimo muzyki, mimo wszystko. Ale byłabym na swój sposób szczęśliwa :)
Pod uwagę należy jeszcze wziąć pochodzenie rysunku – mam wrażenie, że w USA takie zjawisko jest częste
rysielec, na pierwszy rzut oka w USA rzeczywiście może tak być, ale..dlaczego?
Ludzie bardziej dają się zaszufladkować w jakiś hipsterów, youtuberów i w inne ciamajdy i spełniają swoje rolę. W amerykańskim slangu jest niesamowita ilość słów określających postawy człowieka (nerd, geek, hipster blabla)
Poza tym mam wrażenie, że przewija się tam moda na bycie alternatywnym, a ten obrazek alternatywnych zespołow dotyczy. Taka specyfika indie srindie :)