na koncert już nie dla muzyki?

Takie podzielenie tłumu koncertowego na różne kategorie, jest dość dużą hiperbolą. Opis by mi bardziej pasowal do darmowych koncertów piknikowych. Bo pensja takich ludzi opisanych na grafice jest raczej przeciętna i nie sądzę, że tak chętnie by wydali sporą kasę na bilet żeby tylko przyjść i napić się piwa. Mimo wszystko na takowych, większych, płatnych koncertach ludzi ostatecznie złączy muzyka ;)

5 Comments

Łukasz 24/04/2008

Ładne :) coś w tym prawdy jest… polecam takie doświadczenie: iść na koncert super-grupy, ikony muzycznej, z 20-30-letnim stażem (w moim przypadku było to The Cure na Torwarze w lutym), a potem poczytać fora na stronach fan-klubów (np. thecure.pl po Warszawie i po Katowicach) – niezły ubaw momentami

lavinka 24/04/2008

Nie wiem do której grupy należę, ale na koncertach jeśli w ogóle to bywałam bardziej z przypadku. Znajomi szli to i ja poszłam. Bardziej dla znajomych niż muzyki. Myślę,że gdybym poszła na koncert wyłącznie z powodu muzyki(jak wiesz, mam niszowy gust) to czułabym się dziwnie wśród obcych ludzi…. mimo muzyki, mimo wszystko. Ale byłabym na swój sposób szczęśliwa :)

rysielec 26/04/2008

Pod uwagę należy jeszcze wziąć pochodzenie rysunku – mam wrażenie, że w USA takie zjawisko jest częste

Lanooz 26/04/2008

rysielec, na pierwszy rzut oka w USA rzeczywiście może tak być, ale..dlaczego?

rysielec 26/04/2008

Ludzie bardziej dają się zaszufladkować w jakiś hipsterów, youtuberów i w inne ciamajdy i spełniają swoje rolę. W amerykańskim slangu jest niesamowita ilość słów określających postawy człowieka (nerd, geek, hipster blabla)

Poza tym mam wrażenie, że przewija się tam moda na bycie alternatywnym, a ten obrazek alternatywnych zespołow dotyczy. Taka specyfika indie srindie :)