Dostałam rano maila od czytelnika* z zapytaniem czy mój tata ma na imię Jakub. Ze zdziwieniem zaprzeczyłam. Oboje rodzice są Wietnamczykami.
Później przy obiedzie zrobiłam sobie prasówkę z Gazetą Wyborczą a tam, na stronie siódmej:
Stek z psa? A może kocie żeberka?
Czy w Polsce można legalnie zabijać psy i koty w celach spożywczych? Zdaniem Jakuba Phama, Wietnamczyka urodzonego w Polsce, tak.
I momentalnie poczułam wstyd. Wstyd za to, że mój rodak o tym samym nazwisku, pierdoli jak ten kretyn, nie mając żadnego poczucia wrażliwości kulturalnej. Ślepo próbuje wtłoczyć swoje własne kulturowe zwyczaje na cudzym terenie, gdzie tego nie tolerują. Nie dziwne, że sympatia Polaków do cudzoziemców miewa jednak granice. Nawet moi rodzice go nawyzywali.
Ze schroniska wziął wprawdzie dwa psy w celach spożywczych, ale polubił je i zostały jako zwierzęta do towarzystwa.
Jest świadomy, że za takie pomysły ktoś mógłby chcieć go zabić: – W telewizji pokazują agresję ludzi wobec tych, którzy męczą zwierzęta. Ja w ich oczach mogę być jeszcze gorszy, bo co prawda krzywdy im wyrządzić nie chcę, ale chcę je zjadać.
Ale to samo prawo nie skaże człowieka za zabicie psa w celach kulinarno-konsumpcyjnych. Nie ma takiego paragrafu – mówi.
Mieszkając w innym kraju, nawet jeżeli się tu urodziło i posiada obywatelstwo polskie, to wciąż ma sie pewne zobowiązanie jako obcy. Powinniśmy ulec asymilacji kulturowej i nie wtłaczać usilnie swoich tradycji, szczególnie gdy się gryzą z lokalnymi. I tu sie pojawia kwestia jedzenia kotów i psów, które tutaj, na zachodzie są niezwykle cenione i kochane.
My tak bardzo żądamy tolerancji wobec nas, a często zapominamy tolerować tutejszych i ich kulturę.
(Zabawne, ale czy ja po raz pierwszy na blogu zaadresowałam do swoich rodaków?)
Zirytował mnie fakt, że tak mocno podkreślono to, że facet się urodził w Polsce. W pewnym stopniu to mówi, że nawet urodzonym tu cudzoziemcom nie można ufać. Chociaż… czy zdenerwował mnie fakt podkreślenia tej informacji czy po prostu fakt, że to ten debil się tu urodził. W sumie miejsce urodzenia nie znaczy dużo, Wietnamczycy to rzeczywiście mistrzowie społecznej izolacji, więc to nie powinno dziwić.
Ten artykuł, a przede wszystkim mail, wzbudziły we mnie przemożną chęć wyjasnienia mojego stanowiska w tej sprawie – bo pytania o kocie i psie mięso wśród moich znajomych nie mają końca ;) i przede wszystkim chęć oficjalnego odcięcia się od tych farmazonów, bo poczułam, że moje dobre imię zostało naruszone. Każdy kto będzie kojarzył moje imie i nazwisko automatycznie powiąże go ze mną. A przeciętny Polak nie wie, że to nazwisko posiada 7,1% społeczeństwa Wietnamskiego ;)
* jak mogłeś tak pomyśleć! :D
edit, 22.02.2011 @ 14:38
Wyjasnienie:
Nie obchodzi mnie mnie czy je psie/kocie mięso w domu czy gdzie indziej, nie obchodzi mnie, że część moich znajomych również je je i lubi. Jest to część wietnamskiej kultury z której pochodzę i z ktorą mam kontakt. Nie żywię jakichkolwiek oburzających uczuć wobec tego, że ktoś może jeść kocinę. To co mi jednak przeszkadza, to fakt, że Jakub Pham poszedł z tym do gazety.
Płacą za to inni Wietnamczycy, ja i Polacy. Zły fejm się tworzy.
Sama wietnamska prasa wydawana w Polsce się burzy, bo to może pogorszyć nasz wizerunek cudzoziemców, bo jeszcze Polacy przestaną chodzić do wietnamskich restauracji i barów, zyski spadną i więcej problemów społecznych się pojawi. Wietnamczyk zawsze będzie przez niektórych kojarzony teraz jako Jakub Pham, ‘morderca psów i kotów’ jakkolwiek by rzeczywistośc nie wyglądała.
27 Comments
Przyznam się – Ja jestem tym czytelnikiem :). Trochę zabierałem się za maila, nie lubię pytać ludzi o prywatne sprawy. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Mam nadzieję, że nie uraziłem – jak napisałem w mailu nie miałem złych intencji :).
@Michał Cichocki: Powiem szczerze, że na Twoim miejscu też by mnie korciło żeby zapytać. I nie uraziłeś, a nawet dobrze, że napisałeś :)
Bardzo dobrze, że napisałeś – wreszcie coś się u Lan pojawiło nowego ;)
dokładnie, Orzeszku. ;)
To ciekawe, bo ja, jako tubylec od pokoleń, nie poczułem się wcale zbulwersowany perspektywą psiokociej restauracji. W każdym razie nie bardziej, niż serwowaniem francuskich ślimaków i żabich udek, których też się w Polsce przecież nie jada.
Choć przyznam, że chociaż ślimaka bym wsunął bez oporów (albo nawet węża), to psa czy kota już nie.
A ja raz w życiu w celach poznawczych zjadłbym i kota, i psa ;-). Kto wie, może są smaczne? Ach, i jeszcze: nie ma sympatyczniejszych stworzeń niż prosiaki. A na przykład takie apetyczne króliki też trzyma się w domach.
Myślę, że z tą kulturową asymilacją trzeba jednak uważać, inaczej wkrótce wszyscy będziemy jedli w McDonaldach. W końcu w Polsce do dzisiaj ludzie na wsi robią smalec z psów. Ponoć to nielegalne, ale lokalna tradycja silną jest ;-).
@Jurgi:
Kota, lub psa nie zjesz tylko dlatego, że to zwierze domowe – nie zaś ubojne. W Europie zwierzęta pełnią rolę “domowych” od setek lat (wikipedia twierdzi, że od conajmniej 12 000 lat). Człowiek – jako stworzenie społeczne – nawiązał z nimi pewne – właściwe tej sytuacji – złożone emocjonalnie relacje…
Czytałam oryginał tego wywiadu.
To jest moim zdaniem czysty humbug, czyli fake.
Jakoś trzeba te serwisy promować, a to dość skuteczna metoda.
@Jurgi: Nie jestem zbulwersowana psiokocią restauracją, a raczej tym, że facet chce isc na przekór polskim zwyczajom, że w pewien sposób wielu Polaków obrazi, czego następstwem jest wrogość do nas, cudzoziemców.
@Marcin: cele poznawcze to zupełnie inna kwestia. I nawet jeżeli są smaczne, to jednak tego nie przebije nasz emocjonalny związek z tymi zwierzakami. Idąc w skrajność – przecież ludzkie mięso też może być znośne. Ale co z tego? ;)
A w kulturowej asymilacji nigdzie nie mieście się scenariusz jedzenia tylko w Mc’u. ;)
Nie wiem nic o smalcu z psów, ale jak mówisz to nielegalne i niepowszechne. Trudno więc to nazwać lokalną tradycją :)
@siwa: świadomość tego nie pomoże, bo ludzie o tym nie będą wiedzieć…eh.
Kiepsko się wpisał ten artykuł w debatę w Agorze nt. imigrantów.
Ja akurat nie jem mięsa dłużej niż Lan żyje, więc nie widzę specjalnej różnicy pies, królik czy świnia, ale niestety lud się wzburzy.
Ja nie oburzam się na jedzenie świń, świnek morskich czy kotów, ale oburzam się na nieludzkie traktowanie za życia.
Chyba trochę przesadziłaś z tym “debilem” i reakcją na pomysł tego pana. Facet wyraźnie mówi, że to nie będzie publiczna restauracja, a raczej miejsce dla dobrze poinformowanych. I to jeszcze z importowanym mięsem. Co nam do tego, co kto je w domu? Ja nie przełknąłbym móżdżku (ponoć przysmak), inni nie lubią flaków – to mamy ich zwyzywać za to, co jedzą w czterech ścianach?
@MrCichy, tak z tego publiczna restauracja, że aż się podzielił z tym pomysłem z nieznaną gazetą wyborczą – to mi bardzo przeszkadza. Nie obchodzi mnie mnie czy je psie/kocie mięso w domu czy gdzie indziej, nie obchodzi mnie, że część moich znajomych również je je i lubi, obchodzi mnie fakt, że debil poszedł z tym do gazety i mówi takie rzeczy jak to, że wziął ze schroniska dwa pieski z zamiarem ich zjedzenia, po czym sie rozmyślił bo były takie słodkie.
Lan, a jaki z Ciebie cudzoziemiec?
A co do sedna sprawy — fakt, wywiad jest bulwersujący z powodu arogancji tego osobnika. Jeśli Siwa mówi, że to wygląda na fałszywkę, to Siwej wierzę. I nie wierzę w “prywatne miejsce spotkań”, bo gdyby faktycznie chciał takie prowadzić, prowadziłby je dla znajomych od dawna.
Zalezy gdzie.
O psim smalcu i kociej skorze jako skutecznych remediach na reumatyzm i choroby pluc czytalam w kilku ksiazkach i wywiadach.
Podobne wlasciwosci przypisywano tluszczowi borsukow czy niedzwiedzi.
Wiadomo, ze tego typu leki “zalatwia sie” pokatnie, wiec nie kazdy musial slyszec o nich.
Bodaj u Grzimka lub Lorenza czytalam o potrawach z psiny, bardzo popularnych w Niemczech w XVIII-XIX wieku.
Zgadzam sie z Siwa, ze skoro decydujemy sie na jedzenie zwierzat, to darujmy sobie hipokryzje zwiazana z gatunkiem.
Nie zgadzam sie natomiast na uboj polegajacy na zatluczeniu zwierzecia kijem i mam w rzyci to, ze mieso bedzie mniej slodkie.
To nie hipokryzja związana z gatunkiem a po prostu zwyczaje w danej kulturze. Czy tego chcemy czy nie, to jest fakt, że w każdej kulturze są zwyczaje jedzenie i kiedy próbuje się iść temu na przekór to, jak to siwa napisała, lud się niestety burzy. I z tym się trzeba liczyć. traktowanie zwierząt to temat już zupełnie inny.
Lanooz, podoba mi się Twoje podejście do asymilacji w obcej kulturze.
Ja też meczecie zdejmuję buty, a w Izraelu nie żądam wpuszczenia do muzeum w sobotę i cenię, że ktoś moje słowiańskie schizy szanuje. To miłe i eleganckie.
Tyle, że wywiad jest ewidentną prowokacją, a zacząć naprawianie świata powinniśmy od psach przy budach, kotów topionych w wiadrach i szczeniaków zabijanych łopatą za stodołą.
Przy skali tego co się w naszej pięknej, miłującej zwierzęta ojczyźnie dzieje, kilka(naście) hipotetycznych sztuk zjedzonych to błąd statystyczny.
Poza tym psi smalec jako remedium na boleści w polskiej medycynie ludowej ma się dobrze.
Więc to faktycznie hipokryzja.
@Lanooz:
Ale ja nie mam emocjonalnego stosunku do prosiaka na moim stole. Gdybym go jednak wykarmił, myślę, że nie zjadłbym go. Podejrzewam, że podobnie byłoby z psem – swojego lub nawet “czyjegoś” nigdy bym nie zjadł, ale takiego, który hodowany byłby z tą myślą i humanitarnie zabity, zjadłbym ze smakiem.
Inaczej jest z ludźmi, którzy przecież tym właśnie różnią się od zwierząt, że tworzą kulturę (a emocjonalne więzi miedzy nimi a zwierzętami są indywidualne, nie uniwersalne – kultura nie zna emocji, emocje pojawiają się w człowieku, który jest zanurzony w kulturze, rollbackImmediate). Poza tym to już jednak mój gatunek ;-). No i to już na pewno nie byłoby zgodne z prawem. Ale na przykład prawo zakazujące tego innej kulturze, np. angielskie prawo w jednej z kolonii w XIX wieku zakazujące spożywania mięsa zmarłych (co jest niezbędne do kulturowego spełnienia się zmarłych i jedynym sposobem na wyjście z traumy żałoby wśród żywych), jest przemocą. Żeby lepiej i silniej to sobie wyobrazić, weźmy taki obraz: jakiś obcy kulturowo kraj podbija Polskę i zakazuje przyjmowania Eucharystii podczas Mszy Świętej, bo to przecież niemoralne skoro jest ona Ciałem Chrystusa.
Kulturowa asymilacja, moim zdaniem oczywiście, prowadzi do zacierania się granic i tożsamości, homogenizowania poglądów i wzorców zachowań. McDonald w tym przypadku to metafora zubożenia kultury – także kulinarnej. Jej przeciwieństwem jest kulturowa tolerancja – szacunek dla obcości przy zachowaniu własnej tożsamości.
Będziesz miała przechlapane. Załatwił Ci to pan Jakub Głupek. Osobiście nie znoszę ksenofobii i przesądów i szlag mnie trafia, gdy ktoś taki, jak on niweluje wysiłki ludzi, którzy mówią, że to bez sensu. Całe stado IDIOTÓW, którzy teraz każdą osobę Twojego pochodzenia będą identyfikować z tym panem zatruje Ci życie. Wstyd mi za nich chyba bardziej, niż za pana Jakuba. Trzymaj się, nie daj się, głupie pytania kiedyś się skończą, pozdrawiam, Monika.
Jest i grupa protestująca przeciwko.
Osobiście nie protestuję, bo gusta i zwyczaje są różne. Ja bardzo lubię wieprzowinę a i tak chciałabym mieć miniaturową świnkę w domu. Nie jest to dla mnie sprzeczne.
Zdaję sobie jednak sprawę, że w Europie psy traktowane są jako zwierzęta domowe i większość mieszkańców tego kontynentu będzie miała z daniami z pupili problem.
Jest to jednak kolejny przykład niedającego się rozwiązać problemu ścierania kultur – jedyne co da się zrobić to iść na kompromis a i to może być trudne…
Jedną rzecz chciałbym wyjaśnić przy okazji, że tak powiem u źródła. Od lat, żeby nie powiedzieć od zawsze żyję w przekonaniu, że psy do jedzenia to konkretna rasa. To znaczy, że nie je się (tam gdzie się je) psa po prostu obojętnie czy dog, czy wil czy pudel. A konkretną rasę, technicznie odpowiednika naszej świnki (dlaczego świnek nikomu nie jest żal?). To jak to jest w rzeczywistości. I oczywiście mówię o tradycji kulinarnej a nie o “zjedzeniu psiego mięsa z głodu” Bo z głodu (takiego prawdziwego) sam bym pewnie prędzej czy później zjadł i psa i szczura, mam nadzieję że nie będę miał takiego problemu.
Przy okazji anegdota. Znajoma wyszła za indianina. Przyjechali razem do Polski. Kiedyś na imprezie u znajomych ten zobaczył świnkę morską. chwycił pomacał i mówi:
“Hej! Ale ona dobra już jest!”.
P.S. nie przemawia do mnie kompletnie podział na zwierzęta domowe i “spożywcze”. Sklepów z koniną znam kilka, miłośników koni znam wielu jak każdy.
Osiołek, śliczny zwierzak, w zoo dzieci oglądają mogą pojeździć, a z czego robi się najlepszą salami?
Mięso jest mięso. Dla niektórych jego jedzenie jest obrzydliwe bo wiąże się z zabijaniem, dla innych nie. Dzielimy więc ludzi, a nie zwierzęta.
A dlaczego nie podchodzę tak samo do jedzenia ludzi? Z dokładnie tego samego powodu dla którego w normalnych warunkach wilki nie jedzą wilków nawet jeśli te należą do obcej watahy.
A mnie przeraża ignorancja Polaków i ogólnie dziwna podwójna moralność mięsożerców. Mięso świni jest ok a jak ktoś chce zjeść “pieska” to nagle jest wielkim barbarzyńcą? Jakaś paranoja…
Pan Jakub ma u mnie plusa.
No proszę Was – facet jest polakiem. Tu się urodził, ma polski paszport i nie rozni się od wszystkich polaków wytapiających np. z psa smalec. polską tradcyją jest wpieprzanie wszystkich innych zwierząt, więc oszczędzcie sobie hipokryzję. A już ksenofobia jest totalnie nie na miejscu. kto z was jest wege?
Ja.
Prawie ćwierć wieku. Mogę się wypowiadać?
Ale to nie tylko “problem” Wietnamczyków, i nie chodzi o pełną asymilację, tylko właśnie o pewną taktowność na “obcej” ziemi, w innej kulturze.
Bardzo mocno odczuwają to teraz Brytyjczycy, którzy przebudzili się z letargu i zobaczyli na co pozwolili imigrantom (szczególnie muzułmańskim) i jak ich wykorzystano.
Lekarstwo? Nie znam, jak ktoś jest gbur (jak wspomniany Pan Pham) nic go nie zmieni i nie sprawi, że wtopi się w nowe otoczenie kulturowe.
A ja, wszedłszy przez przypadek na ten blog (linkował mi kolega) chciałbym wyrazić moją dużą sympatię dla Wietnamczyków i dla tego wpisu. Nienawidzę politycznej poprawności – i od kilku miesięcy dostaję białej gorączki, za sprawą przesadzających z polityczną poprawnością Murzynów (chodzi mi konkretnie o jednego posła z Łodzi), którzy wszędzie widzą tylko nietolerancje i najchętniej kazaliby się nam Polakom wszystko akceptować, w oderwaniu od uwarunkowań naszej kultury. I o ile co drugi Murzyn, z którym miałem kontakt, mówi ciągle o rasizmie i nietolerancji, o tyle nigdy nie spotkałem Wietnamczyka, czy (proszę mi wybaczyć wkładanie do jednego “worka”) w ogóle mieszkańca Dalekiego Wchodu, który jakoś akcentowałby wielką nietolerancję Polaków (nic dziwnego – bo jej nie ma). Zazwyczaj zamiast deliberować o nietolerancji Wietnamczycy ciężko pracują i robią pieniądze.
Rozumiem, że mogą być kultury, w których jedzenie kota czy psa jest czymś naturalnym. Ja jem świninę, a to także tabu w niektórych kulturach. Cenię ten wpis za to, że nie każe mi w ramach tolerancji AKCEPTOWAĆ na siłę zachowania, które jest sprzeczne z kulturą Narodu, którego jestem członkiem. Uważam, że prawdziwa tolerancja nie oznacza akceptacji.
Jesteśmy, ludźmi. Teraz wydaje sie to nie etyczne, ale nasze korzenie podpowiadają co innego.