Za rok będę pierwszą ofiarą obowiązkowej matury z matematyki. Nie jestem zadowolona, ale jednak rozumiem te zmiany i akceptuję (i panikuję). A propos trwającej matury w Metrze zacytowali dziewczynę z mojego rocznika, twierdzi, że matma w życiu im się do niczego nie przyda i pół jej klasy nie zna tabliczki mnożenia. No rzeczywiście im się nie przyda, bo po co woźnemu matematyka. Przez sekundę się nawet ucieszyłam, że będzie ta matma.
26 Comments
Lan, przepraszam za uogólnienie, ale rośnie pokolenie debili (z naciskiem na grupę ośób twierdzącą, że matma im się w życiu nie przyda).
Popieram zdanie Pawła!
Kiedyś matma była obowiązkowa i tyle. W końcu to MATURA – ŚWIADECTWO DOJRZAŁOŚCI, a nie test z polskiego!
Matma przydaje się na każdym kroku, chociażby podczas inwestowania, brania kredytu itd.
Bo w końcu świat dzielić się musi na tych ambitnych i na tych przeszłych bezrobotnych…
Przepraszam miałoby być PRZYSZŁYCH :)
Podobnie mozna sobie gadac – po co nam matura z historii literatury (bo czymze innym jest polski) – a IMHO to matma sie bardziej w zyciu przyda niz ten twór, co wiecej bardzo rozwija myslenie.
A ja zacytuję jednego z moich ulubionych matematyków: Ale przecież nikt nie mówi, że każdy musi mieć maturę.
Popieram wszystkich przedmówców, od Pawła poczynając, a na brt12 kończąc. Tak jak nie każdy MUSI być magistrem, tak nie każdy musi mieć maturę. A matematyka jest uniwersalnym językiem, znanym i rozumianym na całym świecie. No i może już dość wypuszczania w świat kolejnych pokoleń humanistów – pora skoncentrować się na inżynierach.
Bez przesady, tam będą same podstawy. Pisaliśmy próbną maturę niedawno (2 klasa liceum) i nie było tak strasznie. A na prawdziwej, jako że to pierwsza obowiązkowa będzie jeszcze łatwiej ;)
Pf. A ja to co? To tylko kwestia tego, że każdy kolejny egzamin będzie wzbudzał we mnie panikę.
@skkf: Mówisz zapewne o “w połowie drogi”. To nie była próbna matura, CKE w ogóle się do tego nie dotykało. Ot zwykły test sprawdzający wiedzę do którego przystąpiły szkoły, które chciały. Owszem łatwe do było. Za łatwe. I nie sądze, by matura była podobna.
Dokładnie, same podstawy się pojawią, raczej nie dopuszczą do tego aby duża część maturzystów nie zdała z tego przedmiotu aczkolwiek to nie jest tak, że aby ją zdać nie trzeba się lepiej przygotować i objąć tyle samo materiału. Ja się cieszę (obawy też są), że poziom intelektualny w naszym kraju nie będzie się (już) obniżał jak to ma miejsce w stanach i zachodniej europie.
A ja mimo, że nie muszę zdawać matury z matematyki to mimo wszystko ją zdaję. Dzięki matmie wszystkie kierunki na Polibudzie stoją przede mną otworem. Kiedyś tam doradziła mi wybór tego przedmiotu żona kuzyna – cieszę się, że zrobiłem zgodnie z jej radą. ;-)
Tak jak dłużej nad tym się zastanowiłem, to ja zdawałem maturę z matmy w Wielkiej Brytanii. Tam głównie liczy się całki, różniczki, sporo trygonometrii, mechanika i takie tam.
Teraz studiuję psychologię, czyli coś średnio pokrewnego z matmą, prawda? Otóż tu się właśnie okazuje, że choć sporo osób wybiera przedmioty inne niż matma, to potem strasznie im ciężko. I to nie mówię o prowadzeniu własnych badań, ale nawet o czytaniu czyichś prac naukowych (co jest codziennością).
Choć większość z tego, co zdawałem na maturze nigdy już nie wykorzystam, to nie żałuję. Przynajmniej nie jestem jakimś skrajnym idiotą, który nie rozumie tego co studiuje.
Bez dramatu, teraz matura z matmy jest o niebo prostsza niż za moich czasów(a była wówczas obowiązkowa).. a teraz się zaczęłam zastanawiać czy w moim roczniku już nie testowali nieobowiązkowej…. w każdym razie ustnej nie musiałam zdawać, tę mogłam z innego przedmiotu. Nie sprowadzałabym braku matmy na maturze do określenia “pokolenie debili”, aczkolwiek poziom średni wiedzy przeciętnego maturzysty jest o niebo niższy niż za moich czasów.Ale to nie dlatego że ludzie zgłupieli ale dlatego,ze teraz więcej osób podchodzi do matury. Ilość debili w populacji jest moim zdaniem stała, tylko teraz wszyscy chcą robić doktorat :)
Inna sprawa,że z moją dzisiejszą wiedzą(oj,ile się zapomniało przez te lata, praktycznie 99%) to bym pewnie miała problem z egzaminem gimnazjalnym ;)
W każdym razie zawsze straszą tą matura, a zazwyczaj jest ciut łatwiejsza niż klasówka. O ile człowiek nie zrobi głupich byków, to zdać zda. Jak chce wysoko zapunktować to już co innego… u mnie oceny z matury liczyły się tylko na niektórych podrzednych uczelniach(konkurs świadectw), egzaminy na uczelnie i tak były oddzielne i co ciekawe ludzie chodzili na inne korki z polskiego do matury, a inne do egzaminu na studia, bo wymagano innej wiedzy, która nierzadko wykluczała pierwszą. Serio, znajoma zdająca na polonistykę musiała oprzeć się wrażeniu schizofrenii :)
A ja jutro piszę angielski rozszerzony dla siebie. Ale będzie sajgon ;p
Napiszę to, co i tak już w innych słowach padło wyżej: obecna podstawa maturalna z matematyki to na oko jakieś 60-70% tego, co np. zdawałem ja (liczba wyssana z palca, ale poparta lekturą aktualnego informatora – więc nie bijcie, jeśli się mylę ;)). Natomiast stwierdzenie maturzystki o tej tabliczce mnożenia przeraża mnie…
Zresztą mam nieodparte wrażenie, że w miejsce matmy mogłaby się pojawić choćby historia tańca albo cokolwiek innego – zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie marudził, że mu się nie przyda. Nie z powodu przedmiotu, lecz z powodu obowiązku egzaminacyjnego. Nie Lan, nie wypominam Ci tego.
I wstydliwe wyznanie na koniec (to już drugi komentarz, który tak kończę ;)): do dziś żałuję, że położyłem maturę z matematyki. Ech.
E tam zaraz panikę…na studiach – to dopiero są egzaminy:) Uszy do góry!:)
Ale z drugiej strony nie jesteśmy fair – wypowiadamy się zapewne z pozycji ludzi, którzy matmę lubią i rozumieją…
ja tam za matmą nie przepadałam w liceum i cieszyłam się z tego, że nie muszę jej zdawać. na debila nie wyszłam, choć musiałam trochę pracy włożyć w naukę statystyki na studiach. i okazało się, że jak nagle coś się przydaje (choćby po to, by zrozumieć jakiś artykuł naukowy czy przeprowadzić swoje badanie, jak już pisał ktoś w komentarzach), to przestaje być takie straszne, a nawet robi się ciekawe. będąc w liceum też uważałam, że matma do niczego mi się nie przyda. więc może to kwestia tego w jaki sposób ta wiedza jest przekazywana w szkole…
@Asia: Oczywiście, że chodzi o kwestie przekazywania. Samą matmę lubię, jako lekcję, testy i egzaminy niestety już nie.
Tylko w gimnazjum się czułam z nią swobodnie, bo matematykę nam łagodnie wyjasniano. Zaś teraz brutalnie nam ją wciskają.
Lan, nie podchodź do matury w ten sposób, stresujesz się na zaś. Wierz mi, że lepiej się tego nauczyć na jakimś poziomie i wierzyć w swoje umiejętności, bo na studiach każde jedno kolokwium to więcej stresu.
Matura to bzdura, każdy dobrze o tym wie. A już szczególnie kiedy wejdzie już PONOWNIE obowiązek zdawania matmy.
Matma uczy logicznego myślenia, samodzielnego rozwiązywania problemów, pewnych schematów, które później ułatwiają życie, a nie dodawania czy odejmowania samego w sobie (ja np. mam dyskalkulię, a bez matematyki nie wyobrażałam sobie swojego egzaminu dojrzałości ;))
Zmień nastawienie, nikt egzaminów nie lubi, ale matura to tylko lekki przedsmak tego co będzie później ^^
ja sam z wlasnej woli wybralem matme na maturze.. i to byl blad :] duzo lepiej bym zrobil wybierajac histerie.. czy wos.. cokolwiek zamiast matmy, ktora sie przydaje a jakze.. ale w zyciu codziennym a nie karierze zawodowej.
a ja cieszę się, że nie musiałam zdawać matmy. ten przedmiot zawsze był dla mnie kulą u nogi. zawsze uważałam, że powinien być wybór: albo matma albo polak. za to na przyzwoitym poziomie. [polak na podstawie to śmiech.]
wiesz kto ja jestem?;>
@niegdyś Czarna: czyli albo umiemy liczyć albo pisać i czytać?
matma na poz. podstawowym to dopiero jest śmiech!
każdy czuje się lepiej w innym przedmiocie. dla mnie polak na podstawie to śmiech za to matmy prawdopodobnie bym nie zdała. więc czemu nie dać wyboru ale za to podnieść poziom?
@niegdyś Czarna: bo to prosta droga do produkcji (nie mylić z edukacją) półidiotów?
lubisz się kłócić.
@niegdyś Czarna: argumenty ad personam to oznaka braku argumentów merytorycznych.