anonimowość? ups.

zauważyłam pewną właściwość, otóż im częściej nazywam się blogerką (ależ się tym ostatnio lansuje) tym mniej bloguję. A to z kolei wiąże się z tym, że przestałam być anonimowa. Co prawda, nigdy nie ukrywałam swojej tożsamości, ale jednak osiągnęłam jeszcze niższy stopień prywatności, jako, że w pewnej mierze stałam się osobą publiczną. Zaraz po wymyśleniu tematu na nowy wpis, łapie się na tym, że myślę o reakcjach pewnych osób, które wiem, że prędzej czy później to przeczytają. Czy się domysli, że o niej piszę? Czy nie urażę kogoś? Czy nie naruszę czyjejś prywatności? Czy powinnam?
Oby to nie zabiło moje blogowanie.
“Zawsze trzymałam swoje życie offline w separacji z życiem online”. Muszę się teraz nauczyć pogodzić oba życia. Muszę się na nowo nauczyć blogować.

12 Comments

lavinka 25/05/2011

Zawsze uważałam anonimowość za coś złego, przez co ludziom puszczały hamulce. Na blogu zawsze pisałam tak, jakby każdy wiedział kim jestem. Po prostu w sieci nie piszę wszystkiego, omijam prywatność, a w kazdym razie rozsądnie dawkuję bez intymnych zwierzeń. I tak by trafili po IP :)

Lanooz 25/05/2011

@lavinka, jak już mówiłam, nigdy nie byłam anonimowa, zawsze pisałam pod swoim imieniem. Zresztą nie o taką ostateczną anonimowość mi chodzi, bo przeciętny czytelnik nie będzie nikogo sprawdzał po IP ;) mój blog z założenia jest osobisty, dlatego coraz trudniej ;)

Michał Cichocki 25/05/2011

Mam dokładnie tak samo, jak Ty. Blogowałem do czasu, aż większość moich znajomych nie dowiedziała się, że jest takie prywatne miejsce, jak moja strona, gdzie piszę o wszystkim, co myślę, co robię itd. I tak oto musiałem “schować” bloga, bo niestety nie pozwalało mi to na wyrażenie wszystkiego, co chce napisać bez skrępowania i podobnych myśli “czy wypada to napisać”.

ikari 25/05/2011

Jako i ja. Tak samo zastanawiam się i tak samo czasem powstrzymuje mnie to od co bardziej osobistych przemyśleń. A tych bywa na kilogramy – tymczasem na blogu posucha.
Rękoma i nogami podpisuję się też pod opinią lavinki :)

Lanooz 27/05/2011

ok, to teraz sztuka jak obrócić to na swoją korzyść ; ) idę się nad tym zastanowić.

Extinct 28/05/2011

Tak, łapię się na tym samym. Dlatego też nie bloguję.

Łukasz Wójcik 30/05/2011

Blogi wyszły z podziemia i umierają z nadmiaru światła.

marsjaninzmarsa 03/06/2011

Mam bardzo podobnie. Ostatnio chodzą mi po głowie dwa wpisy, które chciałbym popełnić, a co do których wiem, że naruszają czyjąś przywatność. Znaczy się, nic osobistego czy kompromitującego by tam nie było, ale wystarczy, że te osoby z pewnością zorientowałyby się, że to o nich mowa.

Chyba nie pozostaje mi nic innego, niż wprost zapytać się ich o pozwolenie, a następnie zastosować konstrukcję w stylu

Magda S. (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji) twierdzi:

Tylko, że to bardziej mi przypomina dziennikarstwo (publicystyczne), niż blogowanie. Chociaż… może to i dobrze?

Lanooz 03/06/2011

@marsjanin, Czy dobrze czy źle to zależy od twojego celu i przeznaczenia bloga. Tego właśnie chcę uniknąć, tej publicystycznej formalności, bo to miejsce chce zachować jako miejsce osobistych i prywatnych przemyśleń. Jest więcej swobody. A pytać sie znajomych raczej też więc nie chcę. Zresztą, chyba już powoli przyzwyczająją się do myśli, że każde ich wypowiedziane słowa mogą byc przytoczone. Wiedzą też, ze nigdy nie mam złych zamiarów ;)

@Łukasz, najlepsze podsumowanie. gdybym prowadziła jakieś mirabeldictu to bym aż wrzuciła :D

marsjaninzmarsa 03/06/2011

Właśnie taka też z założenia ma być moja Marsjana. Prywatna, osobista. Z drugiej strony, już parę osób zarzucało mi, że niepotrzebnie wywlekam na światło dzienne przywatne sprawy innych. Co ciekawe, zawsze to były osoby “trzecie”, które z jakichś powodów wiedziały więcej, niż inni, a nigdy sami zainteresowani (chociaż wiem, że czytali i wiem, że wiedzą, że to o nich). Z trzeciej strony, to jeśli temat jest poważniejszy, to forma takiej publicystyki może okazać się odpowiedniejsza. “Umocni” moje argumenty. Które w przeciwnym wypadku mogłyby zostać odebrane jako moje akademickie rozważania, nie potwierdzone żadną praktyką…
Z czwartej strony, wszystko też zależy od tego, co się przytacza. Bo jeśli to jakieś “złote myśli”, wypowiedzi na dany temat, ogólne poglądy, czy po prostu cytaty, które wpasowują się w myśl wpisu, to jasne, chyba nikt nie może mieć pretensji. Gorzej z prywatnymi zwierzeniami – niby w oderwaniu od konkretnej osoby nie znaczą nic, ale to może je zaboleć…

A co do stylu wpisów to myślę, że po prostu muszę go dostosować do tematu. I eksperymentować. :)

A cytat Łukasza świetny. :)

Grafik 12/10/2011

Dla jednych anonimowość to wręcz synonim internetu a dla drugich przekleństwo. Myślę, że anonimowość jednak jest potrzebna, przynajmniej w jakimś stopniu. Gdy idziemy ulicą nie mamy wypisane na czole imienia i nazwiska ;)

Lanooz 12/10/2011

Grafik:
Dla jednych anonimowość to wręcz synonim internetu a dla drugich przekleństwo. Myślę, że anonimowość jednak jest potrzebna, przynajmniej w jakimś stopniu. Gdy idziemy ulicą nie mamy wypisane na czole imienia i nazwiska ;)

Masz rację, w pewnym sensie w realu jesteśmy nawet bardziej anonimowi. Trudniej śledzić twoje wypowiedzi, nawet jeżeli są w jakiś sposób rejestrowane. Przeznaczeniem bloga natomiast jest śledzenie,zawsze zobaczysz co nowego autor napisze. Nic się nie ukryje :)