“Teatr” – Scena I – O blogu.

[Niniejszy wpis powstał oryginalnie w połowie grudnia i potrzebowałam go opublikować, a żeby przyszłe wpisy miały sens. Rozpoczynam nowy etap w…nie wiem w czym.]

O blogowaniu

Całkiem niedawno, po 10 latach i ostatnim roku przerwy, uświadomiłam sobie istotę blogów w moim życiu. Ostatni czas mógł być czasem obserwacyjnym, czasem na ogarnięcie całego obrazka. I mogę szczerze powiedzieć, że znakomitą część dobrych rzeczy jakie mi się przytrafiły w moim życiu zawdzięczam właśnie prowadzeniu tego dziennika czy cokolwiek to jeszcze jest. Wreszcie jestem czegoś warta i zauważona. Po raz pierwszy się poczułam doceniona właśnie przez blogowanie, po raz pierwszy poczułam pewność siebie w tym co robię, po raz pierwszy poczułam, że to jest “moja rzecz”, blogi po prostu mnie wychowały.
I nie tyle co tylko dobre rzeczy mi się przytrafiają, ale również jest to dorobek, akta mojego rozwoju i rozwój sam w sobie. Cokolwiek nie robiłam, gdziekolwiek nie byłam tam też blogowałam. Jak inne by było moje życie gdybym nie pisała? I czy to w ogóle możliwe? Bo to chyba leży po prostu w mojej naturze, jeżeli już w trzeciej klasie podstawówki pieprzyłam farmazony na blogu tenbitowym.(co gorsza, oni wcale te blogi usuwają, więc po tych 8-9 latach wciąż istnieje)

Teraz doszłam do takiego punktu, ze cały czas czuję wiszący obowiązek publikowania nowych wpisów, nie tylko ze względu na czytelników, ale na siebie. Mam zawsze niewyjaśnioną potrzebę magazynowania i archiwizowania wszystkiego – może aby móc kiedyś spojrzeć wstecz i oddać się wspominaniu…? Wspomnienia są dla mnie wszystkim. Powiedziałabym, że są wszystkim dla nas, ludzi, ale zaraz ktoś by mi wzniósł jakiś sprzeciw, a ja tam wiem swoje :P

Poza różnymi momentami, w świecie rozpuszczonych gimnazjalistów i licealistów blog wydawał się nieważny. Wtedy liczą się bardziej kontakty towarzyskie niż dorobek i osiągnięcia. Dlatego trzymałam swoje życie online w separacji z życiem offline, po prostu z braku związku. Nie mówiąc już o tym, że słowo “blog” wciąż ma trochę niepoważny wydźwięk, tam, w krainie ‘zwykłych’ ludzi.

I w tym momencie, czuję się totalnie zintegrowana z określeniem Bloggera, którego traktuje już jako tożsamość niż określenie osoby uprawiającej blogowanie do czasu gdy jej się to znudzi. Nigdy mi na myśl nie przeszło, żeby zaprzestać to co robię. Zawsze wolę pozostawiać sobie furtkę i zawiesić tabliczkę “zaraz wracam. przerwa na kawę/czekoladę”, bo jestem pewna tego, że kiedyś wrócę.

O życiowym farcie…i pozycjonowaniu?


Naszło mnie bo chociaż nie jestem już aktywną bloggerką mój blog żyje własnym życiem i skutki tego wciąż do mnie docierają.

Jako skutek mogłabym wspomnieć o mojej obolałej dłoni, którą ostatnio uderzam w stoliki za często. Boli przez bloga.
Otóż, uderzam w ramach prób teatralnych do spektaklu Teatru Dramatycznego, o dojrzewaniu młodej kobiety, tutaj Zofii Nałkowskiej. Sama nie wiedziałabym jak powiązać temat teatry a bloga, ale już wyjaśniam.

Poszukiwały (projekt to raczej sfeminizowany) do jednej roli czterech faktycznie piszących nastolatek, które nie są aktorkami z zawodu, aby zachować autentyczność. Jakimś cudem (google, i guess) trafiły na mojego bloga. I niewiadomo czemu stwierdziły, że się nadaję więc mail poszedł w ruch.
Nie podeszłam do tego zbyt poważnie, będąc pewna, że odmówię. Ja i teatr? Śmiech. Ale starsza siotra, która zawsze do wszytkiego podchodzi zbyt entuzjastycznie, nie mogła uwierzyć, że po takim mailu bym miała nie pójść na casting. Zresztą nie tylko siostra, każdy mi to mówił.

O cykorze

Ja, będąc uległa…uległam. Raz się żyje.
Podekscytowana i jednocześnie przestraszona poszłam na pierwszy casting w moim całym życiu, w ostatniej chwili. Poszłam z dość kiepskim założeniem, że tylko się rozeznam, wróce do domu i nic się nie zmieni. W życiu bym nie pomyślała, że moglabym dostać rolę. I to z takim nastawieniem. Karma jeszcze wróci.

Czego się bałam?
Wizji sceny, którą omijam szerokim łukiem od kiedy pamiętam, z racji strachu przed publicznymi wystąpieniami i przemowieniami – do których zaliczają się nawet ustne egzaminy tj. matura z języka polskiego. Ostatni raz na scenie bylam w szkole podstawowej i jedyne co pamiętam to strach. A w dzieciństwie kiedy rówieśnicy marzyli żeby być aktorami ja zawsze wolałam być reżyserem, który nie nie wchodziłby nigdy w kadr kamery.
Świadomośc, że ktoś mnie ogląda i ocenia, dokonując wnikliwej obserwacji doprowadza mnie do szału i paniki.
A przede wszystkim bałam się jakiejś inicjatywy z mojej strony. Ogarnięcia siebie i swojego życia. Lubię zmiany w teorii, bo w praktyce raczej ciężko mi przychodzą.

Najwidoczniej dlatego blogowanie mi tak bardzo podchodzi, mogę je uprawiać w zaciszu, schowana, gdzieś gdzie mogę gruntowanie przemyślec każde słowo i zdanie, które później opublikuję we własnym czasie. Nie jestem mówcą, niestety.

O castingu

Casting był w formie rozmowy i byłam ‘przesłuchiwana’ przez kilka kobiet współuczestniczących w projekcie. Pytały mnie o różne rzeczy, poczynając od standardowego “powiedz mi coś o sobie”, przez wyjaśnienie czym dla mnie jest ‘kobiecość’, aż po motywy blogowania.

I to wtedy chyba po raz pierwszy powiedziałam na głos czym dla mnie jest to zajęcie, ponieważ wreszcie poczułam w rzeczywistości, że robię coś ważnego, szczególnie, że dzięki temu tam siedziałam. To był całkiem ważne, bo po raz kolejny blog wszedł butami w moje offline-życie. W pozytywnym znaczeniu.

O czym?

Z castingu wróciłam z większą ochotą pisania niźli występowania na scenie. To był jeden z tych momentów, kiedy byłam entuzjastycznie gotowa by zrobić coś produktywnego. Namalować obraz, napisać coś, zacząć robić projekty na uczelnię, posprzątać pokój i w ogóle ogarnąć życie. Z tą różnicą, że to uczucie lubi znikać i pojawia się za każdym razem gdy podchodzę do pisania tego wpisu (palców nie starczy na zliczenie, alel zaczełam pisać na początku grudnia i ciekawe kiedy to opublikuję)
To właśnie jeden z tych powodów, dlaczego tak rzadko ostatnio bloguję, otóż nie potrafię zacząć i skończyć pisania bez żadnej przerwy. Bo tak to potrafię pisać jeden tekst w 2tyg. Trochę w domu przed snem, trochę na wykładzie z teorii obrazu, trochę w kawiarni sącząc gorącą czekoladę, w Złotych Tarasach podczas czekania koleżankę.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie reżyserka i zaproponowała rolę. Trochę spanikowałam, bo nie sądziłam, że w ogóle do tego dojdzie. I jeszcze biorąc pod uwagę moją bojaźń i zdystansowanie do takich typu aktywności związanych z publiką…odmówiłam, tłumacząc się na różne sposoby.
Po odłożeniu słuchawki, zastanowiłam się czy nie zrobiłam jakiegoś błędu.

10 minut później oddzwoniłam i zapytałam się czy nie za późno na zmianę zdania, zmiany w życiu

Nigdy :) – odpowiedziała.

8 Comments

lavinka 07/02/2011

Gratuluję i jednak zazdroszczę odwagi, ja bym na scenę nie weszła za żadne skarby. Trema to coś, co mnie zatyka i nie daje mówić. Zresztą jestem za stara na takie pomysły ;)
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wrócisz do blogowania, choć z moich obserwacji wynika, że jeśli ktoś przestał pisać, to potem tylko przeprasza że nie pisze, ale pisać jednak przestaje. Nie starcza weny i w sumie to niczyja wina, a już na pewno nie blogera.

matipl 07/02/2011

:) Dużo się u Ciebie w życiu “offline”. Mam nadzieję, że ta przygoda spowoduje że będziesz bardziej wylewna tutaj…

A tak w ogóle: gratuluję :) Na pewno będzie to dobra okazja do przełamania własnych lęków. Też zawsze miałem problem przed publicznymi występami, nawet jeśli to była ustna matura czy egzamin…
Trzymam kciuki!

Lanooz 07/02/2011

dzięki Wam :)

@lavinka, z tym przepraszaniem za niepisanie ma chyba jednak rację. Mimo wszystko staram się tu przełamać ten schemat i przeobrazić przeprosiny w coś o czym można pisać. Ponieważ to ta przerwa dodała mi motywacji bardziej niż ją odebrała.
W moim przypadku wychodzi na to, że będzie od teraz bardziej osobiście niż do tej pory. Wierzę w moją determinację i zmiany : )

Yagbu 07/02/2011

Gratuluję ;)! Pozazdrościć, bo zawsze lubiłem publikę ;p.
Z wieloma rzeczami się zgodzę. U mnie pewność siebie cholernie podskoczyła. Nie wiem, czy blog miał na to wpływ, ale tak się stało.
Dodatkowo dobijał się do mojego życia w realu. Teraz mało kto nie wie, że piszę. Wszystko przez lans na Blog Forum Gdańsk i drobne pieniądze za różnego typu akcje.

Wimmer 14/02/2011

Miłą cechą internetowej obecności jest to, że można pisać niespiesznie, zgodnie z porywami serca. I nigdy człowiek nie znika, bo dzisiaj nie da się zupełnie zniknąć. A tak utalentowanym osobom wręcz nie wolno tego robić :-)

Kropek 02/08/2012

To niezła heca Ci się trafiła z tą propozycją. Ja bym z pewnością odmówiła, bo cenię sobie prywatność na blogu. Druga sprawa, że na razie nie mam szans, aby mi się to przytrafiło, bo dopiero zaczynam. I to z niskiego pułapu. Pozdrawiam