Czytaj, czytaj.

pile-of-books.gifPolskie media w końcu mają namacalny dowód na spadek czytelnictwa i mogą ponarzekać jak bardzo sytuacja jest zła. Nie macie takiego wrażenia, że to od zawsze był wyjątkowo atrakcyjny temat? Spadek liczby czytelników? Przecież młodzież w ogóle nie docenia literatury albo Internet wszystkiemu szkodzi.
Tymczasem inna instytucja twierdzi, że co roku odnotowują coraz wyższą sprzedaż.

Dla mnie osobiście te badania są mało wiarygodne. Statystyki nie biorę na serio, w przeciwieństwie do innych co naprawdę wzięli sobie te liczby do serca. Przecież społeczeństwa nie można zmieścić w losowej, reprezentatywnej próbie mieszkańców, każdy jest wyjątkiem.
Ale spadek zapewne może być, choć również nie sądzę, żeby taki drastyczny.

Pomijając moje zażenowanie tym, że znów zwalono winę na Internet, który był jak do tej pory całkiem niezłym sojusznikiem czytelnictwa, ja pozwolę sobie winić za to oświatę.

poszerzcie nam horyzonty

Oświata nie robi to czego powinna; nie krzepi ducha potencjalnego czytelnika, nie pobudza ciekawości, zainteresowania. Zamiast tego, przymusem i sztywnym, naćkanym, jak cholera, programem wciska w uczniów wartości narodowe. Mam pełny szacunek do polskiego dorobku literackiego, tylko…ileż można! Tegoroczny kanon lektur dla liceum jest jednym z najbardziej zapchanych jak do tej pory. Powiem szczerze, że nie wyrabiam. Gdybym miała czytać te wszystkie lektury ni się obejrzę a bym miała jakieś zaległości z innych przedmiotów. I nawet nie mając czasu na ich nadrobienie znów będzie zapowiedziane jakieś tomisko. (Na szczęście są audiobooki i porządne streszczenia)

Kanon lektur szkolnych tak naprawdę szerzy tylko niechęć do literatury. Oprócz tego przymusu, który zawsze będzie wzbudzał bunt, ktoś w końcu powinien zrozumieć, że jesteśmy współczesną młodzieżą, która naprawdę nie ma takich mocnych więzi z historią jak nasi rodzice czy dziadkowie i, co jest naturalnie oczywistą koleją rzeczy, trudniej nam zaakceptować dzieła zeszłych wieków. (uogólniam, nie rzucać się)
Choć wcale nie porzucam ich całkowicie, ponieważ to jak najbardziej odpowiednie i potrzebne mówić o niegdyś, niesamowicie wpływowej twórczości rodaków. Jasne. Proszę tylko o otwartość i znalezienie miejsca na literaturę bardziej nam bliższą, mniej narodowościową (tak to się określa?). Proszę, poszerzcie nam horyzonty :>
Na języku polskim wciąż to odnosimy się ciągle do tej tragicznej przeszłości, a czy to nas przygotuje do przyszłego życia? Prędzej u większości pozostawi jakieś straszne uprzedzenia co do książek.

Pamiętam jeszcze gdy w podstawówce pod koniec roku szkolnego mogliśmy wybrać dowolną książkę, jaką chcieliśmy omówić. Ostatecznie przerobiliśmy Harry’ego Pottera. Zaś w 6 klasie wybraliśmy Pana Samochodzika :) Tak powinno być przez całą drogę do studiów….moim skromnym zdaniem.

Gdzieniegdzie może dramatyzuje, wielu moi znajomych-rówieśników namiętnie czyta. Jak taki młody człowiek się już /zaksięguje/ to pozostanie czystym, wiernym czytelnikiem do końca. Jednak start mamy nienajlepszy.

W sumie ten wpis był pisany nieświadomie pod wpływem impulsu dzisiejszej lekcji polskiego. Zaczęliśmy przerabiać ‘Potop’ i polonistka zapytała, co się nie zdarza, o naszą opinię co do sienkiewiczowskiego dzieła.
Wyrzuciłam z siebie wtedy trochę frustracji szkalując z szacunkiem Sienkiewicza i jego potop.

PS: Z początku miała być mini-nota, jednozdaniowo krytykująca wyniki badań Instytutu Książki. Niechcący się rozpisałam, nadal koncentrując się na wyżywaniu się na statystyce (w szkole, na informatyce), pierwotnie tytuł brzmiał: Kłamstwa, większe kłamstwa i statystyka. Jednak w domu większość treści usunęłam i postrzępiłam sobie język…err..palce pisząc o oświacie. Można powiedzieć, że moje wpisy zawsze przechodzą taką drogę ewolucji, hah ;)

22 Comments

ktoś tam 31/03/2009

drobne uściślenie – coraz wyższą sprzedaż, a nie coraz wyższy wzrost sprzedaży (te pojęcia mają się do siebie jak prędkość m/s i przyspieszenie m/s^2)

Lanooz 31/03/2009

@ktoś tam: Trafna uwaga. Dzięki, poprawione.

Sainti 01/04/2009

Chciałem sobie sprawdzić czy coś się zmieniło przez te kilka miesięcy od mojego zakończenia nauki w kanonie lektur i znalazłem informację, że od 1 września 2009 ma obowiązywać nowy wykaz. Myślę, że to krok w dobrym kierunku. Sam też nie czytałem wszystkich lektur, ale część z tych, które przeczytałem, okazała się całkiem niezła. Podejrzewam, że sam pewnie nie sięgnąłbym po np. “Mistrza i Małgorzatę”.

Odnośnie tematyki, to trzeba by było cały program nauczania zmienić. Ten, który jest teraz, niewiele się pewnie zmienił przez dobre kilkanaście (lub więcej) lat. Ta nieustanna “tragiczna przeszłość” w utworach sprawiała, że lekcje polskiego wyglądały czasami bardziej jak lekcje historii. Według mnie lektury powinny podejmować jak najwięcej zagadnień. Wystarczy spojrzeć na dostępne tematy maturalne na egzamin ustny. Ja u siebie nie użyłem ani jednego omawianego utworu, bo żaden nie pasował ani trochę do tematyki science-fiction. Twórczość Lema śmiało można przecież analizować np. ze względu na aspekt filozoficzny, czy satyryczny.

Jakub Pudliszewski 01/04/2009

Jako przyszły filolog dorzucę swoje 3 grosze.
W liceum książek nie czytałem, czytałem streszczenia. Wolałem czytać to, na co miałem sam ochotę, niż zmuszać się do tekstów narzuconych. Czasem po streszczeniu czytałem dopiero lekturę (np. Ferdydurke, Schulza, Dostojewskiego, Żeromskiego, literaturę wojenną). Poezji nie lubiłem, pomimo że sam coś skrobałem w swoim czasie.
Największy błąd w naszej edukacji to nadmierne promowanie wartości patriotycznych i religijnych, brak jakiejkolwiek elastyczności w wyborze lektur przez uczniów, najczęściej jedna wykładnia utworu.
I jeszcze jedno. Nauczyciele. Zawsze będę miał do nich pretensje, że nie potrafią wyjść poza klasyczną interpretacje, nie znają nowych prób odczytań utworu, nie żyją tym.
Szkoda, że nikt nie pomyśli, by zrobić ankietę dla uczniów, co chcieliby czytać.

matipl 01/04/2009

Cieszy mnie, że w jakimś stopniu Polacy czytają książki, tylko czemu w większości beznadziejną komerchę, zamiast sięgnąć po książki wartościowe

Zbigniew 'zibi' Jarosik 01/04/2009

“Oświata nie robi to czego powinna” => “Oświata nie robi tego co powinna”

Zbigniew 'zibi' Jarosik 01/04/2009

Poprzedni wpis po korekcie możesz wywalić ;P

Co do kwestii czytelnictwa…
Przez całą moją szkolną historię nie przyczytałem 2 lektur: Zbrodni i kary oraz Chłopów. I to nie dlatego, że nie zdążyłem (zdarzały się akcje ;P np przeczytanie Pana Tadeusza w 3 noce ;P), ale dlatego, że nie zdzierżyłem.
Lektur mieliśmy dużo, mimo to spokojnie starczało mi czasu na inne książki (pod koniec SP czytałem przeszło 20 książek miesięcznie, w LO kilkanaście). IMHO problemem nie jest szkoła i skostniały, zatęchły wybór lektur. Winę za nieoczytanie ponoszą rodzice. To oni nie potrafią pokazać dzieciom piękna świata wyczarowywanego przez tekst i wyobraźnię. To oni idą na łatwiznę i sadzają dziecko przed komputerem czy TV.
Mamy bardzo bogatą literaturę młodzieżową i dziecięcą, naszą, polską. Paukszta, Chlebowski, Nienacki, Niziurski, Szklarski, Rodziewiczówna, Kann, Broszkiewicz.

Sorry, potem dokończę wpis.

Maeg 01/04/2009

Lan drobna uwaga, badania o których wspominasz nie przeprowadził Instytut Książki, a TNS OBOP wraz z Biblioteką Narodową. Z resztą na stronie do której linkujesz też jest taka informacja.

Spadek czytelnictwa mimo wszystko jest faktem, któremu nie da się zaprzeczyć. Można oczywiście spierać się o liczby, sam nie jestem przekonany czy w takich badaniach powinno się przepytywać tylko 1000 osób, bardziej kojarzy mi się to z sondażem, o którym mam nie najlepszą opinie.

Zbigniew 'zibi' Jarosik 01/04/2009

Ok, kontynuacja – sorry, życie mnie zmusiło do zmiany miejsca ;P

…że wymienię tylko tych moich ulubionych. Fakt, ich książki stały się trudniejsze w odbiorze poprzez zmianę kontekstu. To już nawet dla mnie (jestem ’80) niektóre elementy bywały trudno zrozumiałe, ale tu własnie jest zadanie dla rodziców – wyjaśnić, poprowadzić. A nade wszystko – zachęcać do czytania.

Największy żal to w moich oczach się chyba pojawia, jak wchodzę do domów niektórych (zaznaczam: niektórych! większość moich znajomych na szczęście nie pasuje do tego opisu) ludzi w moim wieku, czasem parę lat starszych, co pozakładali swoje rodziny, poustawiali się w życiu, doszli do czegoś. Wchodzę, widzę całkiem spore mieszkania, nową plazmę, śliczne meble itp itd. Tylko książek jakoś mało…

Ok, jestem może nieco spaczony. Babcia i Mama to bibliotekarki, więc może dla mnie świat książki (to nie kryptoreklama ;P) był bliższy.

Ok, dość wynurzeń.

Lan, bardzo miło widzieć, że książki nadal nie zginęły i ktoś się o nie troszczy ;P

Lanooz 01/04/2009

@Jakub Pudliszewski: ja miałam takie szczęście, że przez całą edukację miałam dobrych polonistów, nie trzymających się kurczowo programu. Jednak, nie mogą zbyt od niego odbiegać. Tak przygotowano maturę, ze jeżeli nauczyciel tego nie przerobi wg programu mała szansa, że uczeń zda.
Nie obwiniam ich za to, nie mają innego wyjścia.

@matipl: jakoś nie podoba mi się ten podział. To subiektywna opinia. Pamiętaj też, że czytamy czasem też dla rozrywki.

@Zbigniew ‘zibi’ Jarosik: (dzięki,poprawione) o nie, rodzice nie sadzają dziecka przed komputerem czy tv. One same się tam sadzają, trudno je potem odciągnąć. To szkoły główna funkcja by edukować nas, to tam spędzamy większość dzieciństwa, połowę życia. Choć byłoby rzeczywiście lepiej gdyby rodzic wziął tą konkretną sprawe w swoje ręcę, szerzyć kulturę.

Zaś jeżeli chodzi o Twoich znajomych z nową plazmą – czy to coś mówi? Niektórzy wolą pożyczać książki z biblioteki. To, ze nie mają jakiejś biblioteczki nic nie znaczy :)

Zbigniew 'zibi' Jarosik 01/04/2009

@Lan, Racja, szkoła ma uczyć a rodzice wychowywać. Ale IMHO nawyk czytania jest kwestią wychowania – wynoszony z domu.

A dzieci kwitną przed TV, bo rodzice nie potrafią zainteresować ich niczym innym. Wszystko, co żyje, ma tendencję do pójścia na łatwiznę. Niestety, organizowanie czasu dzieciom jest czaso- i pracochłonne. Łatwiej jest odpuścić i pozwolić dziecku na oglądanie. Nie ma awantur, nie trzeba kombinować…

Znaczy, znaczy. Książka jest przedmiotem bardzo specyficznym. Jeśli jakaś mnie poruszy – prawie na pewno wyląduje w końcu na mojej półce. Jest bardzo-bardzo moja, a jednocześnie chcę się z nią dzielić, wciskam znajomym. Nie wyobrażam sobie kogoś, kto ma swoje ulubione tytuły, a nie ma ich na półce. To musi być frustrujące (tak jak dla mnie teraz – nie mam Góry czterech wiatrów – nie mogę Ci przytoczyć jednego pięknego cytatu o książkach) nie móc zdjąć z półki książki, do której właśnie zapragnęło się zajrzeć. Biblioteka jest tylko poligonem, na którym próbuję różnych książek. Jak się w którejś rozsmakuję, to muszę ją w końcu upolować na własność.

Lymorn 01/04/2009

Przestałem czytać zupełnie lektury jak dostałem laczka/pałę/jedynkę ze sprawdzianu ze znajomości lektury, którą przeczytałem całą i w dodatku z chęcią, bo mi się spodobała nawet.

Na lekcjach z omówień lektur i tak byłem jednym z najaktywniejszych choć na oczy widziałem aktualnie przerabiane fragmenty, w romantyzmie szczegolnie, ciągle to samo – bohater romantyczny, aż nudne, co książka to ten sam schemat.

Fakt lektury nic nie wnoszą do współczesnego życia, może nawet gdzieś tam są na swój sposób wartościowe, ale na pewno nie w taki sposób w jaki tego wymagają współcześni (światowi) czytelnicy.

jah 05/04/2009

Ksiażki czyta coraz mniejsze grono osób, które jednak kupuje relatywnie więcej i na tym polega paradoks, który trudno uchwycić ;)

ikari 07/04/2009

Wprost nie mogłem się powstrzymać. Znalazłem zdjęcie z pociągu Łódź-Warszawa. Mało kto czyta, eh? ;-)
[foto]

Lanooz 08/04/2009

@Zbigniew ‘zibi’ Jarosik: Wierz mi, niektórzy równie namiętnie czytają książki, ale jednak nie stać ich na kupno dużej ilości książek.

@Lymorn: dla mnie to niewłaściwe sformułowanie, że “lektury nic nie wnoszą do współczesnego życia”. To jest już skrajne generalizowanie.

@ikari: przypomniałeś mi o pewnym fajnym eseju o lekturze podróżniczej. Podróż zawyża statystyki czytelnictwa :)

lavinka 08/04/2009

Nie do końca rozumiem ten nacisk na pęd do czytania książek. Tak jakby nie-czytanie powodowało degenerację człowieka. To po prosu rozrywka, nic więcej. Jeden lubi książkę, drugi grilla,trzeci kino,czwarty… blogi ;) Jak wszyscy zostaną inteligentami to kto będzie kopać rowy, budować domy i rozwozić przesyłki? Jak kto lubi czytać, ok niech sobie czyta. Lektury w szkole… jedne lepsze, drugie gorsze, Potop akurat lubiłam, gorzej z Krzyżakami, ledwo zmęczyłam drugi tom omijając opisy bitew i takoż przyrody. Podobała mi się Balladyna, nie znosiłam poezji. Czy mię to rozwinęło? Eeee…nie baudzo. To nie jest wina książek,że lekcje polskiego są nudne i nic nie wnoszą. Od ucznia wymaga się stwierdzenia puntu a,b,c. Samodzielne myślenie i wnioski inne niż wynikające z jedynej słusznej teorii typu “Mickiewcz wielkim poetą był”(A może to był Słowacki?) -są karane obniżeniem oceny. Skutek? Ludzie w ogóle nie czytają tylko tak jak przyszły pan filolog czytają streszczenia i opracowania z gotowymi odpowiedziami. I potem taki człowiek idzie do szkoły i uczy dzieci o Potopie, którego nie czytał, bo czytał streszczenie i oglądał film.

Dziwisz się Lanooz? Ja już nie.

No.

Lanooz 08/04/2009

@lavinka: jednak przyznaj, literatura to rozrywka dość rozwijająca. Mająca mało wspólnego z tym podziałem na kopaczy rowów a inteligentami. Elementy rozrywki się między sobą bardzo różnią.

Co do przerabiania lektur, ich celem jest wyrobienie nam gruntu pod nogami, lektury mają dać nam podstawowe pojęcie o literaturze. Wiedza.

To nie jest wina książek,że lekcje polskiego są nudne i nic nie wnoszą

Są. Ale tylko między innymi. Ponieważ żeby omówienie było innowacyjne, ciekawsze to i lekturę trzeba wybrać inną. Nie taką gdzie wciąż się podkreśla wartości patriotyczne lub gdzie bohater romantyczny roztrząsa swoje cierpienie topiąc się w weltzschmertzu.

Jurgi 21/04/2009

Czy czytelnictwo spada? Trzeba by najpierw zdefiniować czytelnictwo i kryteria jego oceny.
Czy ludzie czytają mniej książek niż kiedyś? Zapewne tak, jak chodziłem do sp, to z przynajmniej paroma osobami można było o książkach porozmawiać. Nawet największemu antyinteligentowi zdarzało się coś przeczytać. Teraz dzieciaki czytają mniej i wcale się nie dziwię. Za moich czasów nie było komputerów i gier wideo, w TV był jeden kanał, który zaczynał się po południu. Albo bawiono się na dworze, albo klockami, albo czytano. Gdybym jako dziecko miał komputer, to też bym przy nim siedział (notabene, jak wreszcie swój komputer dostałem, jako już prawie dorosły, to skończyło się też siedzeniem non stop).

Co jeszcze? Pamiętam, że prawie każdy chłopak czytał komiksy. A właśnie czy w badaniach czytelnictwa wliczono komiksy? Czy pominięto, uznając je za nieliteraturę?

Bo, właśnie, czy czytelnictwo składa się tylko z czytelnictwa książek? Co z prasą online, forami, blogami, czy w badaniach uznano je za czytelnictwo? Czy może zignorowano, bo liczy się tylko to, co pan krytyk uzna?

Ludzie nie lubią czytać, bo nie potrafią czytać. Nie potrafią, bo składanie literek to jeszcze nie jest czytanie. Sam widzę młodzież i dorosłych, którzy tylko składają literki. Nie potrafią zrozumieć, co to jest szukanie w tekście! Dla nich czytanie oznacza składanie literek po kolei, jak przebiegałem wzrokiem, szukając konkretnej informacji, to pytali, czy tak szybko czytam. Straszne.

Winni są leniwi rodzice. Dziecko, żeby nauczyć się sprawnie czytać, musi nauczyć się około 4-5 życia. Inaczej teksty odpowiednie dla niego intelektualnie będą za trudne technicznie. A dla kilkulatka dukanie ta-ta-rak nie wciągnie na pewno, zwłaszcza w obliczu konkurencji TV i komputerów.

Potem tacy biedacy, nawet jak nie mają urazu do czytania, nie są w stanie wyrobić się z przeczytaniem lektur. Bo nikt ich nie nauczył czytać sprawnie. Mnie się zdarzało lektur nie czytać, ale z lenistwa, albo dlatego, że zamiast Chłopów wolałem w tym czasie przeczytać 20 innych, ciekawszych książek.

Kto zaś uczył się czytać wcześnie, czyta na tyle sprawnie, że się wyrobi. Wspomniany wyżej Pan Tadeusz w trzy noce to nie żaden hardkor, jako czwartoklasista w ciągu jednego dnia potrafiłem przeczytać „Czterech pancernych…”, zaś książki młodzieżowe typi Niziurski, Nienacki, Szklarski, czytałem po 5-6 dziennie. Jak pożyczałem ksiażki z biblioteki, to po lekcji w-f na której nie ćwiczyłem, oddawałem dwie przeczytane. A wcale się za fenomena nie uważam.

Teraz już tyle książek nie schodzi, ale czy to znaczy, że czytam mniej? Raczej czytam więcej, tyle że w 99% online. Ale tego badania nie ujmą.

A sprzedaż książek to co innego niż czytelnictwo. Wspomniane w podlinkowanym tytule bestselery to niekoniecznie ksiażki, które zostaną przeczytane. Głośne, promowane książki, jak Dziwisza, czy Jana Pawła II tak naprawdę często od razu lądują na półce.

Lanooz 21/04/2009

@Jurgi:

Co jeszcze? Pamiętam, że prawie każdy chłopak czytał komiksy. A właśnie czy w badaniach czytelnictwa wliczono komiksy? Czy pominięto, uznając je za nieliteraturę?

No co ty. Komiksy? Nie, daleko im do tego żeby zaklasyfikować to jako literaturę (nadal trzeba przekonbywać o tym ludzi na prezentacjach maturalnych)

Bo, właśnie, czy czytelnictwo składa się tylko z czytelnictwa książek? Co z prasą online, forami, blogami, czy w badaniach uznano je za czytelnictwo? Czy może zignorowano, bo liczy się tylko to, co pan krytyk uzna?

Tak jak mówisz, totalny ignore dla nowych metod czytania. To kwestia naszego nastawienia na zmiany, z tym Polska radzi sobie jeszcze topornie.
Bowiem tylko papierowa książka bez obrazków jest dziś nadal jedynym uosobieniem literatury.

Kto zaś uczył się czytać wcześnie, czyta na tyle sprawnie, że się wyrobi. Wspomniany wyżej Pan Tadeusz w trzy noce to nie żaden hardkor, jako czwartoklasista w ciągu jednego dnia potrafiłem przeczytać „Czterech pancernych…”, zaś książki młodzieżowe typi Niziurski, Nienacki, Szklarski, czytałem po 5-6 dziennie. Jak pożyczałem ksiażki z biblioteki, to po lekcji w-f na której nie ćwiczyłem, oddawałem dwie przeczytane. A wcale się za fenomena nie uważam.

Jako czwartoklasistka to i ja Nienackiego czy innych, niezaleznie od grubowści, chłonęłam lepiej niż gąbka w rekordowym czasie. Ale nie w tym rzecz. Będąc w liceum szczerze mówiąc nie mam czasu się nawet po nosie podrapać. Może to moja umiejętność organizacją czasu. Ale nadal, kwestia czasu. Nie czasu przeczytania książki, ale czasu znalezienia wśród masy innych rzeczy na lekturę.
Prócz tego uwierz mi, tegoroczny kanon lektur jest największy jaki do tej pory był. Plus wliczona kupa reszty materiału. Mało który polonista wierzy, że się z tym wyrobi.

Zbigniew 'zibi' Jarosik 22/04/2009

@lan, nie chrzań. W liceum (1995-1999) mieliśmy sporo lektur + milion-pińcet innych rzeczy do roboty. Zaczynała się nasza przygoda z siecią (oj, spędzałem wtedy przy kompie cholernie dużo czasu ucząc się co i jak – głównie eksperymentalnie), pierwsze – tekstowe jeszcze – gry online, wyjazdy, imprezowanie, nauka innych przedmiotów (nie byłem orłem, trza było przysiąść), szkolny kabaret, odyseja umysłów, piłka z kumplami, rowerowanie, pływanie, uganianie się za dziewczynami … i jeszcze wiele innych. Mimo to czytałem (poza lekturami) nawet dwadzieściaparę książek miesięcznie.
A co do kupowania – nie pisałem przecież o kupowaniu _każdej_ przeczytanej książki, tylko o nabywaniu tytułów ulubionych, do których się chętnie wraca. W ciągu roku spokojnie można kupić z 10 książek. Tym bardziej, że antykwariaty nadal istnieją.
I wspomniany wczesniej cytat z “Góry czterech wiatrów” Marii Kann (s. 158):
“…Kiedy ją Niemcy wyrzucili z Bielska, zabrała ze sobą ku zdumieniu sąsiadek najukochańsze ksiązki.
– Jeszcze kiedyś będę jedwabie nosić – mówiła – na pięknym tapczanie spać. Przetrzymam Hitlera i doczekam sprawiedliwości. Ale książka jest jak przyjaciel, inny – to już nie ten sam. Nie będę przyjaciół na poniewierkę, na pewną zgubę zostawiać.”

@jurgi 5-6 książek dziennie? ja czytam dość szybko, ale… A komiksy – eh… każdy coś kupował, potem się z kumplami wymieniało. Niestety w świecie literatury komiksy są traktowane podobnie jak animacja w świecie filmu.

Lanooz 24/04/2009

@Zibi, nie mów, że będziesz teraz ze mną dyskutował kto miał gorzej ;) To zupełnie nie ma sensu porównywać stan aktualny a tym sprzed 10 lat. I przede wszystkim nie możesz porównywać, a raczej przebijać swoją nieznaną sytuację. Nie wiem jak to było te 10 lat temu, ale ja wiem tylko tyle, że JA teraz mam bardzo mało czasu. Ogółem, a więc z tego też m.in wynika mała ilosć czasu na lekturę. Ale jednak staram się jakoś to wszystko w to wcisnąć.
I nie będę w przeciwieństwie do ciebie, wypisać milion-pińcet swoich zajęć. To niepoważne ;)

Jurgi 04/05/2009

No ja przyznam, że naukę w szkole traktowałem lajtowo, więc nie zabierała mi czasu na czytanie tego, co mi się podobało, ani na milion-pińcet innych rzeczy. Internetu wtedy jeszcze nikt nie miał, pecetów raczej też (jedno 286 z Herkulesem na klasę), ale nasze Atari i Commodore też połykały nam czasu.

Zibi, książczyn typu Nienacki też przeczytałbyć kilka dziennie, spokojnie. Może nie próbowałeś. Ja po kilkunastu latach sam zwątpiłem, czy jeszcze potrafię czytać w dawnym tempie, przeprowadziłem więc test. Zadanie: zaliczyć całych “Czterech pancernych…” w jeden dzień, bez zarywania się. Udało się spokojnie, podobnie jak dawno temu w podstawówce. Szkoda, że jestem za leniwy na kursy superszybkiego czytania, ale cóż, ja lubię czytać dla przyjemności.