Kroniki autobusowe

ZTM Warszawa, tramwaj 36

Uwielbiam podróżować komunikacją miejską. Nie przeszkadza mi nawet tłum, który narusza moją tzw bańkę (przekroczenie której może powodować poczucie niebezpieczeństwa, niewygody itd).
To jest taka chwila gdzie mogę się zatopić w myślach z słuchawkami uszach, obserwując pasażerów autobusu.
Obserwacja zawsze sprawia mi dużą frajdę. Przecież to prawie jak oglądanie urywanego serialu.
Ciekawie jest gdy dzień w dzień spotyka się te same osoby, bo w pewnym, niewielkim stopniu poznaję ich, towarzyszę im w życiu. Od teraz zacznę spisywać co ciekawsze historie autobusowe, czyni je ciekawym to, że są wyłapane tylko w czasie krótkiej podróży komunikacją miejską.

Przelotna znajomość

W gimnazjum pamiętam 2 dziewczyny, które podróżowały rano tym samym autobusem co ja. Jestem prawie pewna, że były co najmniej rok młodsze ode mnie. To, co mi mocno zostało w pamięci były chipsy, którymi się codziennie rano obżerały. Hesu, ale to musiało być niezdrowe.
Kiedy je po raz pierwszy zobaczyłam, ledwo co się znały. Jak wywnioskowałam, zapewne były w 1 klasie gimnazjum, nowa szkoła, nowa klasa, nowi znajomi. Może się nawet poznały w drodze do szkoły?
W każdym razie, z początku sprawiały wrażenie dobrych koleżanek, kolegujących się również w szkole (tak, kolega ‘autobusy’ i szkolny to różne rzeczy), no tak. Wspólna droga do szkoły i pewnie wspólne podwórko.
Ich znajomość naprawdę była bliska. Tak przynajmniej mi się wydawało.
Z czasem ich relacje się oziębiły, przestały być sobie życzliwie i zaczęły się sprzeczać o różne drobiazgi. Tak jak kiedyś były ze sobą zgodne, tak teraz wolały mieć odmienne zdanie.
Pod koniec mojego pobytu w gimnazjum dziewczyny-od-chipsów były sobą znużone, były już sobie…obojętne.
A wcześniejsze sprzeczki mogły przynajmniej świadczyć o tym, że nadal im na sobie zależało, prawda?
W końcu przestałam je widywać razem w drodze do szkoły. Podróżowały oddzielnie. Pomijając kilka sytuacji gdy przypadkowo na siebie wpadały w autobusie.
To wszystko działo się w ciągu 2 lat, po ukończeniu gimnazjum już żadnej z nich nie zobaczyłam ponownie.
Zrobiło mi się ich przykro, sama wspominam mnóstwo przelotnych, z pozoru bliskich, znajomości w szkole.

Najwyraźniej wszystko co ich łączyło to Lays’y paprykowe.

Syn i jego matka. Matka i jej syn.

Dzisiaj, mam nieco więcej czasu by poznać ludzi podróżujących ze mną do liceum. Mam dłuższy dystans do przebycia niż kiedyś, dlatego wolę sobie usiąść. Jednak to miejsce jest strategicznie wybrane. Mi, w przeciwieństwie do wielu ludzi, nie przeszkadza jazda tyłem ani podest na który muszę wejść by usiąść. To też bardzo widoczne miejsce, a niektórzy to wolą się schować gdzieś z tyłu, w cieniu. W ten sposób zawsze gdy wsiadam do autobusu to miejsce zazwyczaj jest wolne. Dodatkowo musi być przy oknie, wtedy mogę w jakiejś części zapomnieć o obowiązku ustępowania starszym ludziom ;)
I co najlepsze, mam szerokie pole widzenia na krajobraz za oknem jak i na cały autobus.

a mother and her son

Opowiem Wam o matce i synu. Syn to dobry, pulchny chłopczyk – maminsynek. Choć wbrew pozorom to pewnie dość dorosły maminsynek. Musi chodzić co najmniej do 3 klasy gimnazjum. Jest niesamowicie podobny do mamy (choć równie dobrze, może to być jego ciotka) będącej tej samej budowy ciała co on. Chłopak może i wygląda na maminsynka, ale widząc jak odnosi się do jego matki, wydaje się jakby chciał czasami uciec albo ją nawyklinać. Nic dziwnego, trzyma go na bardzo krótkiej smyczy. I rozpieszcza go w sposób surowy, tak jakby bała się go w ogóle stracić z oczu czy go ‘uszkodzić’, więc zawsze pogłaszcze po tym jak pobije. No właśnie, codziennie rano go odprowadza do szkoły i mu plecak czasem nosi. Zawsze nakazuje mu usiąść obok niej, gdy zwolni się miejsce. Nie znosi sprzeciwu. A syn jest uległy, robi wszystko, byle by matka mu obciachu zbyt wielkiego nie robiła.
Jej syn nie wygląda na takie co by się zbuntował czy stanowczo sprzeciwił. Silnie tłumi w sobie swój gniew.
Jego matrona to ignorancka baba, tak naprawdę gucio ją obchodzą inni ludzie. Nie ustąpi dopóki jakaś starsza pani nie potknie się tuż przy niej, więc będzie udawać, że chce ustąpić. Udawać, to znaczy przy pierwszej odmowie przestanie prosić i zapomni o istnieniu babci.
To wszystko można wręcz wyczytać z jej twarzy. Wygląda jakby była w wieku od 45-50 lat.

Jednak nie wątpie w jej dobre intencje co do syna. Na pewno chce dla niego najlepiej, ale czy to jest właśnie dla niego najlepsze? Ogranicza go w każdy możliwy sposób, więc dlatego chłopak może się wydawać człowiekiem odizolowanym, pełniącym rolę outsidera wśród rówieśników (dam głowę, że nie jest duszą towarzystwa). Czego ona się boi? Że syn o niej zapomni na rzecz swoich kolegów i koleżanek? Że ulegnie ich “złym wpływom”? Boi się samotności? Nie wiedzieć czemu, czuję, że brakuje im w domu męża – ojca.

Zabawne, ile można wydedukować z takich skrawków. Jasne jest, że niektóre moje wnioski mogą być błędne, niekiedy naciągane. Tak, jakbym chciała to dopasować do jakiejś roli w filmie. Ale ziarnko prawdy w tym musi być ;)

Zanadto się rozpisałam, może resztę profilów psychologicznych (:P) sporządzę innym razem. Teraz idę spać.
Ah. I właśnie, wesołych świąt :)
snowman Mamy szanse zobaczyć jeszcze takie bałwanki w Warszawie. Podobno ma dużo białego puchu sypnąć w tym tygodniu.

EDIT: 24 XII, 22:38
Polecam opowiadania kolejowe, pana Pieprza :)

17 Comments

unnami 24/12/2008

ja tez uwielbialm jezdzic komunikacja miejska;d;d

lavinka 24/12/2008

O, widzę że praktykujesz moje hobby z liceum,które przerodziło się w hobby ze studiów. Też pewnie niejedną historię mogłabym opowiedzieć :) Choć raz miałam wpadkę. Gapiąc się to na tego to owego (także na przystankach) zostałam na tym… przyłapana…. i to pechowo dwa razy pod rząd przez tę samą osobę. Do tej pory jest mi głupio, jak go widzę. A się gapiłam, bo miał super kręcone włosy(moje marzenie, niestety natura dała mi proste jak drut). Pech.
Pamiętam też kiedyś jeździłam codziennie do pracy busem nr 103 z jedną dziewczyną,która fragment włosów rozjaśniała na mocny blond (w okolicach grzywki). Po zmianie pracy i busa dojazdowego nigdy więcej jej nie widziałam. Co się z nią stało?
Albo tym samym busem ni stąd ni zowąd zaczął podróżować pewien elegancki jegomość. Bardzo odstawał o reszty, koło 40tki, zadbany(zbyt zadbany jak na pasażera busa), elegancki płaszcz, jak jaki dyrektor wielkiej spółki giełdowej… podejrzewam,że popsuł mu się samochód i musiał przez jakiś czas podróżować busem. Wysiadał zawsze w okolicy Arkadii(ale wtedy Arkadii chyba jeszcze nie było).

Hobby nr 2 to liczenie ludzi o jasnych i ciemnych włosach. To były czasy gdy licealistki jeszcze nie farbowały włosów, w każdym razie rzadziej niż dziś. Liczyłam tylko tych co mieli naturalne – w przedziale wiekowym licealnym i potem liczyłam młodsze dzieci. Wyszło mi,że w przedziale licealnym ciemnowłosych było ok.40% za to w przedziale dzieci z wczesnej podstawówki było już 50%. Byłam ciekawa czy można w krótkim okresie czasu zauważyć zanikanie allela recesywnego(ciemny blond i rudy wliczałam do włosów jasnych).Policzyłam ze 2tys ludzi jeżdżąc specjalnie różnymi trasami o różnych porach by nie policzyć tych samych ludzi.

Ta. Zawsze byłam porypana. W podstawówce liczyłam samochody(przedział czasowy 10minut) by monitorować zwiększanie się ruchu samochodowego(w pewnym momencie było ich tak dużo,że odpuściłam).Liczyłam też procentowy udział maluchów ;)

Michał Cichocki 24/12/2008

Czyli jednak więcej osób ma podobną “manię”. Oprócz tego, co napisaliście w komunikacji miejskiej interesujące są rozmowy pasażerów przez które dosyć często nie można powstrzymać się od wybuchu śmiechu.

Też uwielbiam autobusy, chociaż mają tyle wad ;)

Walker 24/12/2008

O, to ja też!

To chyba robi więcej osób, tylko mało o tym mówi i pisze. W sumie wtedy nie można byłoby się już tak bezkarnie rozglądać, gdyby się np. koleżance, z którą codziennie się także jeździ, powiedzieć. Ale tak na blogu… czemu nie? Świetny pomysł!

Napisz więcej. :)

pieprz 24/12/2008

Właśnie zacząłem studia w Poznaniu i dopiero odkrywam uroki podróżowania MPK. Do szkoły jeżdżę tramwajem, a tam na początku drugich wagonów jest takie fajne miejsce (to jest chyba skrzynka z elektryką), którego nie trzeba ustępować. Oczywiście to samo miejsce jest na tyłach obudwu wagonów, ale wtedy nie widzi się twarzy. Dla mnie frajdą jest kiedy ja widzę twarze wszystkich pasażerów, ale każdy z osobna widzi tylko moją. Nie wiem czy to brzmi sensownie w każdym razie to taka moja teoria.

No i od czasu kiedy “odkryłem” to miejsce, zacząłem lubić moje 20 minutowe podróże do szkoły i w pełni zgadzam się z tym co napisała Lanooz o urywanym serialu. Miałem dokładnie takie same przemyślenia.

Jeśli chodzi o obserwacje to gapię się zawsze na co ładniejsze dziewczyny. Z tym, że baardzo rzadko patrzę wprost, a wole obserwować przez odbicia w szybie (tak, wiem jak to brzmi) wtedy mogę gapić się do woli i nikt mi nie zwróci uwagi. Ah no i uwielbiam jak do autobusu wkracza tzw. banda terrorystów w postaci dzieci przed- i szkolnych. Naprawdę polecam trochę posłuchać ich rozmów, po prostu mega :)

Swego czasu przez 3 lata dojeżdżałem pociągiem 30km do liceum i udało mi się na swoim blogu napisać kilka opowiadań z tamtych podróży. Wszystkie ofc autentyki. Mała autoreklama : http://www.tinyurl.pl?GKo7jxXc (wybaczcie brak domeny)

glabek94 24/12/2008

Gdybym ja miał do szkoły więcej niż te 300 m to może też bym jeździł autobusem. Moja ciocia ma podobną manię – obserwuje ludzi na przystanku. Dobrą pozycję ma – 2 piętro bloku :P .
Co do życzeń: nawzajem. Jakoś w tym roku w ogóle nie piszę, a zazwyczaj odpisuję. Leń się ze mnie robi…

lavinka 24/12/2008

Zobaczycie, na stare lata będziemy wyglądać przez okno i podglądać sąsiadów zza doniczki, a potem ich na blogach obgadywać ;)

Lanooz 24/12/2008

Gdybym miała dużo czasu, dobrą lornetkę i dobry widok na blokowiska bardzo chętnie mogłabym ludzi poobserwować. I bym spisywała takie raporty o nich :P Przypomina mi się film “Niepokój”. Ciekawie być podglączem ;)

pieprz, zmotywowałeś mnie swoimi wpisami do spisywania dalszych kronik autobusowych :)

Paweł (dRaiser) 24/12/2008

Wesoły wpis, nie powiem :) Gdybyś opisała więcej przypadków, jak dla mnie być może wręcz pomysłowy wpis roku. Sam nie mam zbyt takiej manii – jak jeżdżę autobusami, to albo jestem zaspany i liczę jeno przystanki/wsłuchuję się w empetrójkę, albo stoję w tłoku i nie myślę o ludziach, przy których jestem. Ot, tak. Wesołych!

lavinka 24/12/2008

Mam od kilku dni teleskop, Sąsiad z naprzeciwka ma tv LCD, niestety nic ciekawego nie ogląda ;)
Ostatnio jeżdżę głównie metrem i tu obserwacja jest bardziej kłopotliwa niestety. Łatwiej obserwuje się stojąc i właśnie odbić w oknach, nie samych ludzi. Ale w metrze częściej się zamyślam.

p.s.Coś ostatnio Twój blog mi bardzo ciężko chodzi, nawet nie byłam pewna czy mój wczorajszy komentarz doszedł, bo po dodaniu wszystko mi się zawiesiło i nie chciało wejść.

cimlik 25/12/2008

Ciekawy temat i świetne opowieści. Czekam na dalszy ciąg, bo choć sam rzadko podróżuję komunikacją miejską, zawsze zdarzają się jakieś przygody.

Również Wesołych Świąt życzę ;].

klisiu 25/12/2008

Heh, mnie już autobusy wkurzają: trzeba długo nimi jechać, a w dodatku nie zawsze przyjeżdżają wedle rozkładu. Postanowiłem, że w nadchodzącym roku zrobię prawko. :>

Giáng sinh vui vẻ Lan. ;)

rysielec 25/12/2008

Cudowny wpis pani Lan! :)

Ja mam trochę inne hobby. Ćwiczę na współpasażerach wyobraźnię – wymyślam jak najbardziej dziwaczne hobby, życiorysy, zboczenia, miejsca pracy, które jednocześnie pasują do ich twarzy. :)

Latajaca Pyza 19/01/2009

Kiedyś na blogu też pisałam o fascynacji metrem i ludźmi których tam spotykam. Arcywciągający temat, idealny na scenariusz filmowy. :)

Zacol 07/02/2009

Widzę, że takich ludzi jak ja jest więcej. Od kiedy jestem na studiach sporo podróżuję tramwajem. Bywa, że spędzam w nim nawet 3 godziny dziennie. Dzięki takim podróżą można poznać nie tylko miasto ale i ludzi. Niektórych widuję codziennie, innych okazyjnie, ale wszyscy zapadają mi w pamięć. Nie jedna zasłyszana rozmowa powoduje uśmiech na mojej twarzy. Czasami zamiast uśmiechu pojawiają się przemyślenia. Fakt, że każde 30 minut (tyle trwa moja droga w jedną stronę na uczelnię) spędzone w tramwaju pozostaje w mojej głowie.

Tadek 27/03/2009

racja, racja!!! to dobra zabawa, patrzeć i zgadywać kogo boli ząb i jedzie do dentysty, kto na randkę, kto do roboty, do paskudnego szefa.