Goodnight, Vienna*

Chyba powinnam opunktować parę myśli z wyjazdu.

Budapeszt

  • okropna woda, na wpół gazowana. I nigdzie nie dałam rady kupić zwykłej, niegazowanej mineralnej wody.
    Zamówiona lemoniada też niestety była gazowana.
  • – dobra komunikacja miejska z bardzo drogimi biletami (conajmniej 2.5x droższymi niż u nas). Składała się z tramwajów, autobusów, trolejbusów, metra podziemnego i metra naaziemnego, czyli po prostu miejskiego pociągu. Właśnie budują 4 linię metra, podczas gdy Warszawa się jeszcze bawi planami II linii.
  • 99% toalet w mieście/sklepach było płatnych. Spotkaliśmy tylko jedną darmową, w Burger Kingu gdzieś na zadupiu.
  • mili ludzie żyjący w zgodzie z turystami. Chociaz na pierwszy rzut oka, są równie smętni jak warszawiacy (/Polacy) z tą różnicą, że szybko można się przekonać, że to pogodni i pomocni ludzie.
  • to miasto to największa składowania emowców (nonsensopedyczna wersja) jaką widziałam.
    Chociaż powinnam była zacząć od tego, że młodsi mieszkańcy Budapesztu są po prostu niesamowicie różnorodni. Niemalże każdego mogłam wizualnie zaszufladkować do jakiejś subkultury (nie mając na myśli subkultury zawodowe itd, tylko subkultury młodzieżowe).
    W Warszawie zazwyczaj można się czuć nieswojo w pobliżu takich osób, które stwarzają wrogą aurę, ale tam na południu ich aura jest pozytywna :>
  • byłam obecna przy małym koncercie w centrum. Kapela grała oppularne utwory britpopowe, rockowe, indie, alternatywne (np oasis, coldplay). Grała aby w miedzyczasie poopowiadać o Jezusie. I wyglądało na to, ze pojedynczy “misjonarze” chcieli nawrócić niektórych widzów (nas).

Wiedeń

  • pedantyczniejszego miejsca nie widziałam. Wszystko działa jak w zegarku, a czysto tu jak nigdzie w Warszawie.
  • ale wygląda twórczo. Gdzieniegdzie są budynki który się wyróżniają swoją malowniczością i swoimi barwami.
  • raj dla rowerzystów. Co prawda nie widziałam jeszce Holandii, ale tu naprawdę jest przecudnie. Co odległość rzutu kamieniem znajduje się solidny stojak rowerowy.
    Nie mówiąc już o tym, że mają system wypożyczalni rowerów. Po mieście są porozrzucane stanowiska z miejskimi rowerami do pożyczenia. Płacisz kartą, bierzesz rower i możesz dojechać do innego punktu zostawiając tam rower.
    Podobnie jest w Paryżu, ale tam o, ile pamiętam, przyjmują też monety. Francuski system jest dodatkowo bardz, bardzo tani – prawie darmo. 1eur/dzień, 5eur/tydzień i 29eur/rok

  • jest tu sporo toalet będących atrakcjami turystycznymi. Wymienię najpierw toaletę w ShonBrunn – po spuszczeniu wody wysuwa się genialny przyrząd, który szoruje deskę klozetową. Mówię tak jakbym tam była, ale nie byłam. Czekałam na zewnątrz toalety. I strasznie tego żałuję.
    Inne turystyczne toalety to Opera Toilet pod Vienna State Opera i w sklepie Hunderwasserhaus.
  • w Wiedniu dzień wcześnie się kończy. Szybko można to zauważyć po sklepach, która zamykają już o 19. Galerie handlowe też nieprzeciętnie wcześnie zamykają, w porównaniu do tutejszych, polskich. W życiu nocnym miasta, głównie uczestniczą turyści. Chociaż niektórzy twierdzą, że to raczej norma w cywilizowanym świecie to dla mnie ucywilizowanie o niczym nie decyduje.
    W Budapeszcie jest podobnie. Czekając na pociąg, który odjeżdżał wieczorem nie mogliśmy nic robić, tylko siedzieć i obżerać się w Macu, naszym turystycznym przyjacielu, którzy zawsze ratuje z nas z opresjii ;) [pomimo, że galeria handlowa była otwarta – ostatecznie jednak zamknięta z powodu poszukiwania bomb. Nie ma to jak fart]

O właśnie tu, w Wiedniu, chciałabym zamieszkać :)

*”Goodnight, Vienna”, to album Ringo Starra, chociaż fraza jest znacznie starsza

5 Comments

Walker 10/08/2008

A co jadłaś i dlaczego tak drogo? Kiedy byłem w Wiedniu niestety nie miałem okazji niczego zjeść.

Lanooz 10/08/2008

Oh, zapomniałam wspomnieć o kwestii jedzenia we wpisie.
W Budapeszcie spróbowałam zupy rybnej i węgierskiej zupy gulaszowej. To pierwsze było okropne – nie ścierpię seafood. Zaś to drugie było całkiem przeciętne, podobne do zupy gulaszowej z Instant Knorra ;)
W Wiedniu niestety też nie miałam okazji nigdzie porządnie zdeść, “porządnie” znaczy – zaznajomić się z tamtejszymi specjałami.

giang 10/08/2008

ah, pieknie bylo. i ciekawa notka (:
musze Ci przypomnec, ze Van udalo skądś wytrzasnąć wode Aquarel(NIEGAZOWANA) pierwszego dnia na Wegrzech jak jechalismy do jeziora Balaton !

giang 10/08/2008

a w Wiedniu moglas zjesc austriackiego maka :P

radek 13/08/2008

Zamieszkać w Wiedniu? Miasto zapewne piękne (nie byłem), ale w kółko ten niemiecki?! ;)